-

RG : trochę tego, trochę tamtego

PASJA

motto :

 

" Mężczyzna zbliżył się do swej żony Ewy.

A ona poczęła i urodziła mu Kaina i rzekła:

"Otrzymałam mężczyznę od Pana".

A potem urodziła jeszcze Abla, jego brata.

(...), Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś

i jego ofiarę nie chciał patrzeć.

(...)Rzekł Kain do Abla, brata swego: "Chodźmy na pole"

A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go.

(...) Rzekł Bóg: "Cóżeś uczynił? Krew brata twego

głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty w tej roli,

która rozwarła swa paszczę, aby wchłonąć krew brata twego,

przelaną przez ciebie. Gdy rolę tę będziesz uprawiał,

nie da ci już ona więcej plonu.

Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!"

"Księga Rodzaju"

 

 

"Amadeusz" to w kolejności trzeci film Formana nakręconym w USA i podobnie jak dwa poprzednie - "Lot nad kukułczym gniazdem" i "Hair" obsypany deszczem nagród i wyróżnień . W powszechnej opinii został uznany najlepszym filmem 1984 r.

Sukces swój zawdzięcza w ogromnej mierze swemu pierwowzorowi - znakomitej sztuce Petera Schaffera, sięgającej w najgłębsze rejony duszy ludzkiej, w sferę archetypów.

Film, dysponując dodatkowo specyficznymi, sobie właściwymi środkami wyrazu, porusza
i zapada w pamięć. Pisać o tym jaki jest? Najlepiej samemu zobaczyć.

Gorzej z egzegezą, tę nie zawsze widać wprost, szczególnie wówczas gdy to co widzimy jest symbolem, który wskazuje poza siebie. To tak jak z mitem - jest pierwsza warstwa, jakaś konkretna historia, a jednocześnie wskazuje ona na coś szerszego, co wykracza poza nią, poza sens ograniczony czasem i przestrzenią.

Więc o czym jest ten film? - O Mozarcie? O jego muzyce, która narzuca formę całości i tworzy atmosferę filmu? Czy może o Salierim, filmowym narratorze, który stał się ofiarą własnego resentymentu, Salierim trawionym przez zazdrość, pełną zarówno nienawiści jak i fascynacji?

Pragnął być piewcą doskonałości Boga, jego pierwszym muzykiem, przez którego twórczość objawiał by się Najwyższy. Salieri modli się o to żarliwie i wierzy w swe przeznaczenie. Widzi też potwierdzenie łaski nad sobą - stopniowo zyskuje uznanie, staje się nadwornym kompozytorem cesarskim.

I wówczas pojawia się nieoczekiwanie Mozart. Wtargnął w jego życie razem z muzyką, w której niezwykle wrażliwy Salieri rozpoznał głos Boga. Głos, który przecież miał wydobywać się właśnie z jego nut. I przez kogo to Bóg się wypowiada?! Przez głupawego dzieciaka, urągającego wszelkim wyobrażeniom na ten temat, nie potrafiącego zachować należytej powagi ani dostojeństwa.

Mozart przetrącił jego wiarę w siebie, w jego powołanie. Postawił znak zapytania nad całym dotychczasowym jego życiem, przekreślił je. Talent Mozarta, jego muzyka, przerastały wszystko co stworzył lub kiedykolwiek mógł stworzyć miernota Salieri. Poczuł się oszukany przez Boga, zdradzony i opuszczony, a przecież ofiarował mu siebie jako narzędzie. I dar jego został odepchnięty.

Zazdrość o Mozarta rozpala go coraz bardziej, w końcu ogarnia całego.

Staje się dla tego surowego człowieka jedyną namiętnością, jedynym celem życia.

Zazdrość o Boga, o świat - poczucie, że jest kimś gorszym, że nigdy nie będzie w stanie wydobyć z siebie muzyki choć w części tak cudownej jaką mimowolnie tworzył Mozart.

To, co Salieri osiąga najwyższym trudem i ciężką pracą, jego przeciwnik przewyższa stokrotnie zdawałoby się bez żadnego wysiłku .

Jednak mimo całego ogromu swej zawiści nie może się oprzeć urokowi tej muzyki. Tylko on jeden rozumie w pełni i docenia jej czar, jej boskie pochodzenie. Jednocześnie z całych sił nienawidzi to medium, które mu urąga i czyni jego istnienie nieusprawiedliwionym.

Zazdrość w swej istocie dąży do śmierci konkurenta. Dla zrozpaczonego udręką Salieriego, jako jedyne rozwiązanie pojawia się więc zabójstwo. Musi uśmiercić Mozarta. Lecz przecież gdy to uczyni, uśmierci również nienarodzoną jeszcze muzykę. Musi jednak jakoś ukarać tego złodzieja!

 

Zazdrość jest pełna sprzeczności, jest też rodzajem dialogu między tym co wewnętrzne
i co zewnętrzne. Bywa niezwykle silnym i niszczącym uczuciem, gdyż stawia pod znakiem zapytania całą naszą wartość, a nawet istnienie. Siła tej namiętności wynika w jakiejś mierze
z tego, że wydobywa na powierzchnię lęk przed nieistnieniem, przed niebytem. Jest to chyba najgłębszy nasz lęk . Sprawia, że za wszelką cenę szukamy potwierdzenia swego istnienia.

Dlatego zazdrość prowadzi do resentymentu, tak jak go ujmował Nietzsche. Mianowicie, gdy czujemy swą niższość wobec kogoś lub jakiejś wartości, a jednocześnie nie jesteśmy w stanie jej sprostać, wówczas odmawiamy uznania jej, starając się jednocześnie ją pomniejszyć dezawuując i poniżając.

Jednak w gruncie rzeczy tym sposobem tylko ją potwierdzamy wewnętrznie, tak jak kłamstwo jedynie potwierdza prawdę.

Podobnie i Salieri - przy całej swej nienawiści jest jednocześnie najbardziej zagorzałym wielbicielem Mozarta. Chodzi na wszystkie jego opery, jednocześnie czyni wszystko
by im zaszkodzić. Zazdrość doprowadza zagubionego człowieka na skraj szaleństwa.

W końcu udaje mu się odkryć pewną słabość znienawidzonego konkurenta, który pod postacią ducha w "Don Giovannim" odkrył swój lęk i poczucie winy w stosunku do zmarłego niedawno ojca .

Salieri znalazł więc broń, którą mógł wykorzystać. Zjawia się u Mozarta przebrany
za operowego upiora i zleca napisanie mszy żałobnej, by w ten sposób Mozart wypełnił obowiązek wobec ojca.

Względem Boga - Ojca. Bo Salieri zaczyna widzieć w Mozarcie wcielenie Chrystusa. Przecież tylko Syn Boży może władać boskim głosem.

Chrystus wypełniając wolę Boga - Ojca złożył ofiarę ze swego życia. Dla Salieriego stało się szatańsko oczywistym, że msza żałobna jako wypełnienie woli domniemanego ojca – upiora, uśmierci Mozarta. Requiem, którego będzie rzeczywistym zleceniodawcą, trafi wówczas do jego rąk i to on, już jako własny utwór, zagra na pogrzebie człowieka -boga.

W ten sposób zemści się również na Bogu, który przecież zakpił z niego, z jego dumy, który
go odtrącił.

Swymi wyrafinowanymi intrygami doprowadza do tego, że Mozart opuszczony (jak Chrystus przez swych uczniów w godzinie próby) przez żonę i przyjaciół umiera pisząc zamówioną mszę. Umierając prosi o wybaczenie swego oprawcy; nie ma w nim żadnej urazy, jest tylko miłość. Salieri przeżywa szok. Rozumie , że ofiara wymyka mu się , że jest ponad jego małość i podłość.

Również i msza, która miała stać się jego łupem wymyka się z rąk. Pozostaje tylko częściowa satysfakcja - uczestniczy w pogrzebie swej ofiary.

Lecz i tu przeliczył się myśląc, że pozbył się Mozarta na zawsze. Muzyka zmarłego zaczęła tryumfować i podobnie jak ewangelia Chrystusa, miała coraz szersze kręgi zwolenników, podczas gdy Salieri z biegiem czasu szedł w zapomnienie.

Przegrał więc, nie zdołał unicestwić. Została tylko rozpacz, przygniatające wyrzuty sumienia, poczucie winy. I donikąd ucieczki, znikąd ratunku przed sobą samym. Nie potrafiąc uwolnić się od tego przygniatającego ciężaru winy popada w szaleństwo i z rozdzierającym krzykiem błaga o wybaczenie. Nie mogąc znieść potworności własnego grzechu, nie mogąc go ani zrzucić,
ani się oczyścić, wybiera, jak Judasz, samobójstwo. Jednak nie jest mu dane uciec przed piekłem, jakim stało się jego życie - samobójcza próba nie powiodła się.

Wraz z upływem czasu coraz pełniej dociera do niego poczucie totalnej klęski, własnej niemocy . Wszystko to co chciał unicestwić - zmartwychwstało.

Życie jego stało się rozpaczą, pragnieniem śmierci, która nie nadchodzi. Został potępiony
i skazany na istnienie i - jak wampir Nosferatu z filmu Herzoga - pragnie tylko śmierci.

"Być chorym na śmierć - pisał wielki melancholik Sjören Kirkegaard - to znaczy nie być zdolnym do śmierci, ale nie chodzi tu o nadzieję życia - nie, beznadziejność polega na tym,
że człowiek nie ma ostatniej nadziei, nadziei na śmierć.(...) to właśnie jest powodem rozpaczania - nie zrozpaczenia - że człowiek nie może pochłonąć siebie, nie może pozbyć się siebie, nie może stać się nicością."

Salieri nie jest w mocy samemu oczyścić się z winy, nie może też przed nią uciec.

"Położył też Pan na Kainie znak,

aby nikt go nie zabił, kto go spotka."

"Księga Rodzaju "

Tylko Bóg może zdjąć z niego piętno. W tradycji chrześcijańskiej spowiedź , wyznanie winy ma sakramentalną moc oczyszczenia. Może właśnie dlatego film ma formę spowiedzi?

„Amadeusz” Formana to nie tylko głęboki moralitet, to również rodzaj misterium wielkanocnego.

Można go odczytać jako pewnego rodzaju dialog między światłem i mrokiem, dobrem i złem, pomiędzy człowiekiem i Bogiem.

Jest to również film o nas samych, o tragedii ludzkiej egzystencji, o rozpaczy i rozdarciu. Dramat niespełnienia.

 

 

Robert Gocał

 



tagi:

RG
28 listopada 2020 19:57
9     1777    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zyszko @RG
28 listopada 2020 21:50

Bardzo lubię ten film. Cekawy opis, ale chciałboby się poznać także prawdę historyczną dotyczącą obu postaci, która różniła się podobno mocno od filmowej wersji. Niemniej plus.

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @RG
28 listopada 2020 22:57

" .. Salieri zaczyna widzieć w Mozarcie wcielenie Chrystusa. Przecież tylko Syn Boży może władać boskim głosem." Zaczyna fascynować się Mozartem, a oddalać od Boga, zaczyna wątpić. Nie potrafi zrozumieć jak Bóg, jako narzędzie w realizacji swoich planów wybiera tak błazeńską /według niego/ postać. Oj, słabo było u niego z tą wiarą. 

zaloguj się by móc komentować


byczeq @RG
29 listopada 2020 11:20

Proszę pisać dalej. 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @RG
29 listopada 2020 13:06

Po raz pierwszy publicznie zarzucił Antonio Salieri zazdrość wobec Mozarta "wielki poeta rosyjski" Aleksander Puszkin w dramacie "Mozart i Salieri" z 1830 r. a więc w 5 lat po śmierci Salieri.

Na  podstawie sztuki Puszkina kompozytor rosyjski Rimski-Korsakow skomponował jednoaktową operę ,której premiera odbyła się w 1898 r.

Więc to stare oskarżenie.

Okoliczności śmierci Mozarta są dzisiaj znane i nie było to otrucie. Miał gwałtowny atak gorączki reumatycznej i zmarł w 2 godziny po upuszczeniu krwi. Pochowany został nie w dole z wapnem lecz miał pogrzeb "trzeciej klasy" jak większość poddanych Józefa.

O czym się rzadko mówi to członkostwo Puszkina i Mozarta w lożach masońskich. Puszkin wstąpił do loży masońskiej "Owidiusz" w Kiszyniowie w 1821 r. a Mozart był aktywny aż w dwóch:Zur Wohltätigkeit" w 1784 i w "Zur wahren Eintracht". Cesarz wydał dekret Freimaurerpatent i od 1785 Mozart należał do "loży scalonej"Zur Neugekrönten Hoffnung".

Mozart jest muzycznym "patronem" masonerii. Np. "Czarodziejski flet" ma symbolkę masońską.

Tymczasem Salieri był Wenecjaninem i brak śladów przynależności do "lóż". Był zatem katolikiem, w dodatku pobierali u niego bezpłatne lekcje Beethoven, Schubert i Liszt, więc dobra pamięć o nim snuła się w świecie muzycznym i po śmierci. Najśmieszniejsze,że u docenta wiki piszą,że na drugie imię miał Włodzimierz, bo jeden z dziadków był jakoby Polakiem.

Dlaczego Puszkin wyrwał się z atakiem na Antonio Salieri nie wiem, ale brak w jego życiorysie przesłanek do podejrzeń o zazdrość wobec kogokolwiek.

 

https://en.wikipedia.org/wiki/Mozart_and_Freemasonry

https://pl.wikipedia.org/wiki/Antonio_Salieri

http://akant.org/archiwum/211-archiwum-miesiecznik-literacki-akant-2018/akant-2018-nr-7/6902-aleksander-puszkin-mozart-i-salieri

zaloguj się by móc komentować

RG @ikony58 29 listopada 2020 12:16
29 listopada 2020 13:24

Przeczytałem tę recenzję z zaciekawieniem. Jednak z końcowa konkluzja, którą Pan tu cytuje, dla mnie brzmi fałszywie. Autorka sympatyzuje z buntem Salierego wobec Boga, zgadzając się z jego zarzutami, choć te mają swe źródło w skażeniu duchowym resentymentem.

Salieri na Boga się obraził, bo ten nie zachowywał się tak, jakby on (Salieri) chciał. Takiego Boga subiektywnie sobie „skonstruował” i z taką „konstrukcją” walczył.

zaloguj się by móc komentować

RG @ikony58 29 listopada 2020 12:16
29 listopada 2020 13:28

skonstruowany jak tybetańska mandala

zaloguj się by móc komentować

humbelina @RG
29 listopada 2020 19:13

Panie RG  pozwole sobie nie zgodzic sie z Pana interpretacja z dwoch przyczyn. Po pierwsze ze względu na to o czym napisala pani Pantera,  nie ma  nawet zadnych śladów, dowódow na relacje pomiedzy muzykami jaką zaproponowł P.Shaffer w swoim dramacie. Innymi słowy pozwolił sobie autor posłuzyć się realnymi postaciami dla osiągnięcia swego, nie tylko merkantylnego, celu. Schaffer posłużył się czymś co już istniało w społecznym obiegu, a mianowicie wykreował w swoim dramacie tzw "fakt medialny", ktory natychmiast, zwłaszcza po ekranizacji, zaczął żyć swoim życiem.

Pan podjął ten wątek interpretacyjny, a nawet odniósł Pan go do Ksiegi Rodzaju. Przyłożył Pan matrycę teologiczną nie mającą jednak wiele wspólnego z katolicyzmem. W katolicyźmie człowiek osiąga zbawienie nie dlatego, że jest geniuszem, ale ze wzgledu na to co z darem od Boga uczyni. Genialna muzyka Mozarta jest darem Boga DLA  LUDZI, zaś Amadeusz jako depozytariusz, a przede wszystkim jako czlowiek,   "zakopał głęboko swój talent otrzymany od Pana".

Masoneria natomiast uporczywie czlowieka stawia w roli Boga co rodzi okreslone konsekwencje.

Nie krytykuje ani Pana, ani sztuki zwlaszcza, ze jest ona dobrze napisana, nie zgadzam sie jedynie z interpretacja.

zaloguj się by móc komentować

RG @humbelina 29 listopada 2020 19:13
29 listopada 2020 20:00

Pantera wniosła tło rzeczywistej historii, która była mi znana już wcześniej (za wyjątkiem niektórych wątków masońskich, ciekawych zresztą).

Jednak mój wpis nie miał na celu ustalania, jak było w rzeczywistości. Odnosił się jedynie do dzieła filmowego (Forman), literackiego (Schaffera) oraz próby jego egzegezy. I doszedłem do wniosku, że jego misterna konstrukcja nawiązuje do misterium wielkanocnego i z niego czerpie siłę.

Szekspir w swych sztukach również często sięgał do wydarzeń i postaci historycznych i przetwarzał je po swojemu, nie zawsze zgodnie z rzeczywistymi wydarzeniami, a przecież nie miało to większego wpływu na wartość literacką jego dział.

Czy Mozart rzeczywiście zakopał swój dar głęboko? No, nie wiem.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować