-

RG : trochę tego, trochę tamtego

Listy od przyjaciela – list nr 7 - O radykalizacji poglądów

Nie pisałem jakiś czas. Miałem na głowie trochę spraw, które musiałem ogarnąć, poukładać. Mam wrażenie, że z wiekiem nie jest łatwiej, choć może z niektórymi sprawami trochę prościej.

Pod koniec października przyjechał do Krakowa J. Spotkaliśmy się w trójkę, gdyż dołączył do nas jeszcze N. W jakimś momencie, spacerując po ulicach Kazimierza, N. wspomniał o radykalizowaniu się mojego spojrzenia na rzeczywistość, że bardziej stanowczo i jednoznacznie niż kiedyś wypowiadam się na różne tematy.

Przypomniało mi się, że podobnie mówił o mojej zmieniającej się na przestrzeni ostatnich lat postawie jeden z naszych przyjaciół - T. Co prawda odnosił to głównie do polityki, ale przecież nie tylko, i że świadczy to jego zdaniem o zamykaniu się na świat, ksenofobii, że umysł zamiast otwierać, to się zamyka, stając się przez to ciaśniejszym. A wszystko razem wziąwszy skutkuje stopniową utratą dystansu zarówno do rzeczy, jak i siebie samego.

Wspomniałem o tym chłopakom, jak również o tym, że ta moja radykalizacja postawy wynika wg mnie nie z syndromu „oblężonej twierdzy”, jak T. sugerował, lecz ze zwykłego, postępującego rozeznania.

Wcześniej, w młodości i później jeszcze, moje rozeznanie w rzeczach świata, jak również mnie samego, było dość enigmatyczne, nieostre. Można tak, ale można i inaczej. Z czasem jednak, zbierając po drodze swego życia coraz więcej doświadczeń, coraz jaśniej dostrzegałem rozmaite związki przyczynowo - skutkowe między rzeczami oraz procesy zależności - jak się pewne rzeczy rodzą, jak przebiegają i jakie wydają owoce. Tym samym coraz bardziej rozumiałem i jaśniej widziałem, że nie wszystkie rzeczy są równie warte, równie ważne. Że jest dobro i zło, i że różnią się one od siebie.

Że życie nie polega na ciągłym staniu w rozkroku, że działając w świecie dokonujemy rozmaitych wyborów. Że brak wyboru też jest wyborem.

Innymi słowy – moja „radykalizacja” spojrzenia nie tyle wynika z zaciemnienia wzroku, co przeciwnie - raczej z jego większej wyrazistości. Nie z „głupienia” lecz „mądrzenia”. Mądrość przychodzi z wiekiem, gdyż wraz z wiekiem przychodzi również więcej pokory, a ta jest matką wszelkiej mądrości.

Mądrość pozwala na lepsze rozróżnianie wartości rzeczy, w tym również dobra i zła. Przy czym nie ma wiele wspólnego z osądzaniem innych ludzi. Wręcz przeciwnie. Wobec konkretnych ludzi z wiekiem jest się coraz bardziej wyrozumiałym, gdyż poznało się lepiej trudności i pułapki życia, bo wielu z nich doświadczyło się na własnej skórze. Równocześnie jednak, wraz z klarowniejszym dostrzeganiem związków przyczynowo – skutkowych i do jakich one owoców prowadzą, zaczyna się bardziej „radykalne” spojrzenie na świat, polegające na bardziej wyrazistym rozróżnianiu wartości rzeczy w świecie, że nie są one równowarte. Przeciwnie.

Będąc młodym, trudno o takie spojrzenie, gdyż wymaga ono doświadczenia życiowego. Wsparcie dla tych refleksji znalazłem nie tak dawno tam, gdzie bym się go nie spodziewał. Otóż czytając „Nowy wspaniały świat” (nie zrobił dużego wrażenia, wbrew swemu rozgłosowi) Huxleya natknąłem się tam na cytowany przez jednego z bohaterów książki fragment wypowiedzi kardynała Newmana. Kardynał mówi w nim, że z wiekiem człowiek zwraca się do religii. Ale nie jest to wg niego zwrot wynikający, jak się na ogół sądzi, z lęku przed śmiercią i tym co po niej, które to lęki pojawiają się wraz z upływem lat i starzeniem. Otóż z jego doświadczenia i obserwacji wynika, że przyczyna jest inna. Z wiekiem bowiem słabną nasze namiętności, „(..) fantazja zaś i zmysły mniej są pobudzane i mniej skłonne do pobudzeń, umysł nasz napotyka w swej pracy mniej przeszkód, w mniejszym stopniu zamącają go obrazy, pragnienia i rozrywki, które dawniej go wciągały.” I wówczas, gdy egzystencja przemijających wrażeń nie jest podtrzymywana tak intensywnie przez naszą zmysłowość, jak to miało miejsce w młodości, zaczyna się ujawniać głębsze podłoże rzeczywistości, zaczynamy w naturalny sposób kierować naszą uwagę w kierunku Boga, prawdy, czegoś trwałego.

Te rozważania kardynała Newmana przywodzą mi na myśl koncepcję prawdy zawartą w greckim słowie na jej określenie – aletheia. Oznacza ono to co odsłonięte, niczym nie zasłonięte, nagie, nieskryte. Zmysłowość z wiekiem przestaje nam zasłaniać rzeczywistość, jej głębsze podłoże.

Moje własne doświadczenie i obserwacja również zdają się potwierdzać tę zawartą w greckim słowie intuicję. Zauważyłem bowiem, że chcąc dociec prawdy o jakiejś rzeczy, która jest zagmatwana, to często wystarczy uważna jej obserwacja, by w miarę upływu czasu odsłoniła się jej natura i opadały przesłaniające ją manipulacje i pozory z jednej strony, a z drugiej rozpraszały się jak opary mgły projekcje na tę rzecz mojego własnego umysłu.

Te spostrzeżenia kardynała Newmana, które przytoczyłem, korespondują w jakiejś mierze z dużo wcześniejszymi refleksjami Platona, które wyraził min. w X księdze swego „Państwa”. Sokrates z Glaukonem, bratem samego Platona, dyskutują w niej nad wykluczeniem z idealnego Państwa poetów. Dlaczego? Głównie dlatego, że poezja, czy ogólnie sztuka, żeruje głównie na naszych emocjach, pobudzając je i rozbudzając. Jak pisze sam Platon: „Tak samo działa na nas naśladownictwo poetyckie, jeżeli chodzi o życie płciowe i gniew, i o wszystkie pożądania, i przykrości, i przyjemności, które w duszy mieszkają, a towarzyszą każdemu naszemu działaniu. Ono karmi i podlewa te dyspozycje, które by powinny uschnąć, i kierownictwo nad nami oddaje tym skłonnościom, które same kierownictwa potrzebują, jeżeli mamy się stać lepsi i szczęśliwsi, a nie gorsi i mniej szczęśliwi.”

Czy przesadzał? Być może. Jednak chodzi mi tu bardziej o zauważany przez Platona, jak i Newmana, pewien szczególny związek między emocjami i rozumem, o wpływ emocji na nasze postrzeganie rzeczy. Że emocje najczęściej zaciemniają nam obraz rzeczy lub też zwyczajnie go wykrzywiają i koślawią.

I nie przesądzam tu o wartości (lub nie) samych emocji. Myślę, że bywają one również pożyteczne (choćby żal za grzechy) i są najczęściej tym, co napędza nas do działania. Są jednym ze źródeł energii życiowej (choć czasem mogą nam tę energię również odbierać). Może nawet nie tyle emocje, bo te częściej wprowadzają chaos, co uczucia. Gdyż należałoby chyba odróżnić emocje od uczuć. Emocje kojarzą mi się z czymś chwilowym, z reakcjami na sytuacje bieżące, których źródło najczęściej jest na zewnątrz nas. Z uczuciami jest trochę inaczej, wypływają z naszego wnętrza. Ich źródłem jest nasze serce, ale nie w znaczeniu, jakie nadali mu romantycy, zabarwiając je czułostkowością; bardziej w rozumieniu, jakie nadała mu Biblia – jako źródła naszej woli, centrum naszej osoby.

Wracając na do „radykalizacji” mojego spojrzenia na rzeczy, - czy to dobrze, czy źle? Jak już pisałem – to zależy od jego źródeł, bo też i owoce tylko z pozoru są podobne.

Czy np. bierze się ono (tj. „radykalizacja” spojrzenia) z uproszczeń i redukcji obrazu świata do przysłowiowych "cyklistów i masonów" (nie znaczy to oczywiście, że, zwłaszcza ci ostatni, wpływu realnego na to czy owo nie mają), czy też z dostrzegania rzeczywistych związków przyczynowych między rzeczami, postrzegania ich takimi, jakimi one realnie są oraz wyciągania z tego wniosków. W jednym i drugim przypadku widzi się związki między rzeczami, ale jedno spojrzenie jest redukujące i wypaczające rzeczywistość, jest rodzajem zakładania filtrujących okularów (lub projekcji umysłu na rzeczy), a drugie przeciwnie - wynika z oczyszczenia wzroku, lepszego i pełniejszego widzenia, zmniejszenia projekcji swego umysłu na rzeczy. Czy to takie oczywiste? Jak rozróżnić te "radykalizmy"?

Pewnym tropem dla zrozumienia tego są przytoczone refleksje Newmana i Platona, które można w dużym uproszczeniu sprowadzić do wniosku, że wraz z upływem lat człowiek w coraz większym stopniu wyzwala się z niewolącego rozum wpływu emocji i zmysłów. Ten negatywny związek między emocjami i rozumem dostrzegali również np. anachoreci, Ojcowie Pustyni, dlatego aktywnie, przez praktyki ascetyczne, szukali wyciszenia emocji i zmysłów stanowiących bramę dla namiętności, a tym samym zamętu duchowego.

Nie przypadkiem współcześni manipulatorzy, wykorzystując media (zarówno starego jak i nowego typu) tak dbają o eskalowanie emocji wśród odbiorców medialnych. Dzięki temu neutralizuje się wpływ rozumu na decyzje i wybory, a poddany emocjom człowiek staje się podatny na manipulację – bo jest jak naćpany, a jego rozum zneutralizowany „używką” (emocjami).

Jednak, jak sam wiesz, wykonywanie sądu „we własnej sprawie”, jakim jest próba ustalenia źródła mojego bardziej stanowczego spojrzenia na rzeczy, jest bardzo ryzykowne, gdyż umysł bywa bardzo zwodniczy i potrafi prowadzić nas na manowce. Tę przewrotność wyraziście i przenikliwie ukazał Nietzsche, ale i Dostojewski w swych powieściach. Zasługą Nietzschego było dostrzeżenie, że rozum (i to, co racjonalne) bardzo często ma inne cele, niż te deklarowane, a za pozornie uczonymi wywodami i pełnymi racji uzasadnieniami ukrywa nierzadko pokrętne intencje. Że rozumem posługujemy się często nie w celu odnalezienia prawdy, lecz jako narzędziem uzyskania korzyści („patrzy swego”) lub też używa go (przez naszą podświadomość) np. resentyment lub innego typu zatrucie duchowe.

Pisząc to przypomniała mi się ciekawa opinia, z którą niedawno się zetknąłem. Otóż w okresie oświecenia bardzo nośnym i głośnym stał się pogląd, że wiara chrześcijańska jest niezgodna z nauką. Współcześnie wielu badaczy, analizujących okoliczności pojawienia się tego hasła, doszło do wniosku, że prawdziwym jego źródłem było nie tyle dążenie do prawdy i jej ustalenie, co szukanie alibi dla hedonizmu i nieskrępowanej (niczym obiektywnym) samowoli. Czyli de facto to całe wywracanie moralności (której religia jest podstawą) przez rozum (rzekomy) oświecenia i uzasadnianie racjonalności ateizmu – to wszystko miało swe źródło nie tyle w rozumie szukającym prawdy, co w deprawacji moralnej głoszących te idee elit. Więc ten słynny samochwalący się oświeceniowy „rozum” posłużył tu jako dostarczyciel pozornych racji, czyli racjonalizacji. Widać na tym przykładzie, że jeśli rozum nie służy prawdzie, to może służyć do różnych rzeczy, również do takich celów, które wyznaczają tzw. kompleksy, resentyment lub innego rodzaju wypaczone postrzeganie własnych subiektywnych „korzyści”, które w efekcie są szkodliwe.

Podsumowując - jakie są korzenie "radykalizmu" w moim przypadku? Napisałem Ci jak to osobiście widzę. Czy jednak rozpoznałem dobrze? Mam nadzieję.

RG



tagi: rozum i emocje 

RG
15 maja 2025 11:57
6     900    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

RG @RG
15 maja 2025 11:58

Z góry przepraszam, że nie będę brał udziału w ewentualnej dyskusji pod notką, ale jest to zbyt obciążające i pochłania czas, którym nie zawsze swobodnie dysponuję.

zaloguj się by móc komentować

stachu @RG
15 maja 2025 13:12

Jak się Pan zmusił do czytania Dostojewskiego, ja próbowałem i nie dałem rady.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @RG
15 maja 2025 13:20

Dyrdymały o syndromach oblężonej twierdzy służą temu, by otwierać mury zamków i wpuszczać do środka najemnicze bandy

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @RG
15 maja 2025 15:11

A to ciekawe filozoficzne zwierzenia.Panie Robercie Gocał--czy masz pan problem z własną tożsamością?................ No to jak? dyskusja jest dla pana zbyt obciążająca jak w deklaracji,czy nie masz czasu?... A ja już szykowałam się na coś interesującego. Trochę pan spał,na SN,ale w końcu spacery po ulicy Kazimierza rozpaliły w panu mądre doświadczenia życiowe.

W/g mnie mieszkanki Krakowa na ulicy Kazimierza,nie ma nic inspirującego w przeciwieństwie do dzielnicy (dawniej)żydowskiej Kazimierz,ale to kwestia weny...........

zaloguj się by móc komentować

stachu @gabriel-maciejewski 15 maja 2025 13:20
15 maja 2025 17:45

Przypomniało mi się jak ktos mówił, że znak krzyża przy pacierzu, to jest zamykanie się.

zaloguj się by móc komentować

MarekAd @RG
16 maja 2025 03:21

W emocjach nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie, są one niezbędne do życia. Nie odczuwając emocji bylibyśmy martwi za życia. Nie da się opierać tylko na rozumie. Idealny stan to połączenie emocji, uczuć i rozumu. 
Nawet Jezus wyrzucając handlarzy ze świątyni działał pod wpływem silnej emocji gniewu i złości. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować