Dlaczego w szpitalach eksponowany jest krzyż z ukrzyżowanym na nim Chrystusem, a nie symbole jego zmartwychwstania?
Pamiętam, jak to pytanie zadał mi przyjaciel. Kryła za nim się niezgoda na taki stan rzeczy. Bo krzyż nawiązuje do cierpienia i umierania, nie dając choremu dostatecznego wsparcia i nadziei na uzdrowienie, jakie daje zmartwychwstanie z jego triumfem nad cierpieniem i śmiercią. Skąd taka „fiksacja” chrześcijaństwa na cierpieniu? Czy nie powinno się tego zmienić?
Podobne wątpliwości nawiedzają wielu chrześcijan, a czasem wyrażane są również przez niektórych księży.
Wydaje mi się, być może pochopnie, że to „odrzucenie” przez nich krzyża wynika z niepełnego zrozumienia jego istoty, roli jak również jego symboliki. Jest to, być może, skutkiem pewniej niedojrzałości, która odrzuca doświadczenie cierpienia, będące przecież częścią życia, z jego chorobami, przemijaniem, starością i śmiercią. Jest to takie „wierzganie przeciw ościeniowi”. Bunt przeciw rzeczywistości, brak jej akceptacji taką, jaką jest.
I nie chodzi tu o żadną rezygnację i poddanie się cierpieniu jak jakiemuś fatum, przeciw czemu ten bunt słusznie się kieruje. Chodzi o właściwą perspektywę postrzegania cierpienia, a taką daje właśnie chrześcijaństwo.
Zastanawiając się przy innej okazji, czy cel może uświęcać środki wspomniałem, jak to tytułowy bohater „Gubernatora” Roberta Penn Worrena snuje rozważania na temat dobra i zła i dochodzi do wniosku, że skoro w świecie ilość dobra jest ograniczona, to dobro można i należy robić również ze zła. Oczywiście w wykonaniu gubernatora zła jedynie przybywało. Jest jednak ktoś, kto zdolny jest to zrobić i robi to. Z tego, co człowiek doświadcza jako zło, a więc cierpienie, Bóg potrafi wywieść dobro, które bez doświadczenia cierpienia nie mogłoby się pojawić. Tym pełniej może się pojawić dobro z takiego doświadczenia, im człowiek potrafi się na nie otworzyć jako na dar od Boga właśnie, co np. dla wierzącego chrześcijanina może być o tyle łatwiejsze, że ma możliwość umieszczenia wszelkich doświadczeń życiowych we właściwym kontekście. Tym kontekstem jest relacja z Bogiem jako naszym Ojcem Niebieskim, od którego otrzymujemy wszystko, co nas spotyka, zarówno cierpienia, jak i radości. Ten opiekuńczy Ojciec wie najlepiej (gdyż jest Bogiem), jakie środki są najodpowiedniejsze z możliwych dla rozwoju i dla dobra swego dziecka. Czasem więc najlepszym dla nas jest doświadczenie cierpienia, choć w swej krótkowzrocznej perspektywie postrzegamy to jako zło, to jednak okazuje się ono błogosławionym lekarstwem, które choć często źle smakuje, to jednak nas uzdrawia.
Nasze pomysły na nas samych, z istoty swej ciasne i krótkowzroczne, często okazują bardzo chybione i prowadzą nas na manowce. W „Dzienniczku św. Faustyny możemy przeczytać: „Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną”.
Przypominają mi się tu słowa Soen Sa Nima (mistrz Zen Seungh Sahk) podczas jednego ze spotkań w Krakowie pod koniec lat 80-tych, który na jedno z pytań związanych z ówczesną sytuacją w naszym kraju (stan wojenny, cierpienia tym wywołane) odpowiedział: zła sytuacja, to dobra sytuacja. Gdy ktoś zadał ponownie pytanie – co w takim razie z dobrą sytuacją, odpowiedział: dobra sytuacja też jest dobra, ale już nie tak dobra. Jak sądzę, chodziło mu o to, że doświadczenie cierpienia, niewygody, zmusza człowieka do poszukiwania zmiany tego stanu rzeczy, wywołuje twórczy ruch i przewartościowania, natomiast gdy człowiekowi jest dobrze, gdy zadowolony z siebie, to nie ma żadnej motywacji, by cokolwiek w tym stanie rzeczy zmieniać, rozwijać się duchowo, bo przecież tak jak jest, jest dobrze (z jego perspektywy).
Utkwiła mi również w pamięci pewna relacja kobiety (wywiad w jednaj z gazet, nie pamiętam w jakiej), która doświadczyła chrześcijańskiego nawrócenia. Opisywała zmianę, która w niej zaszła jako całkowicie odmienne od poprzedniego doświadczanie życia. Wstając obecnie rano, jak relacjonowała, wstaje z radością, świeżością, ciekawością i bez obaw, gotowa z ufnością przyjąć wszystko, co dla niej Bóg dziś przygotował, łącznie z cierpieniem, gdyż wszystko czegokolwiek doświadczy, doświadczy jako dar od Boga, a więc będzie dla niej na pewno dobre i pożyteczne.
Zgoda na poddanie się woli bożej, to jednocześnie akceptacja tego, co jest, jako doskonałego. Tak postrzegają świat święci chrześcijańscy, jak mniemam.
Nawróceni, zwani czasem podwójnie narodzonymi, są wdzięczni za wszystko, co ich spotyka, jako dary od Boga, które wszystkie i zawsze prowadzą ku dobremu. Jak pisał św. Paweł w „Liście do Rzymian”: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani”.
Perspektywa chrześcijańska daje również możliwość, bardzo niezwykłą, doświadczania cierpienia w kontekście misterium wielkanocnego. Wydaje mi się, że najpełniej udostępnione to zostało w liturgii Triduum Paschalnego (do roku 1929 używano określenia Triduum Sacrum). Celebruje się w niej w kolejnych dniach mękę, śmierć, a w końcu zmartwychwstanie Pana Jezusa. Pozwala ona uczestniczącemu w niej wejść w inną przestrzeń, przestrzeń sakralną, mistyczną, wykraczającą poza codzienne doświadczenie. Wydaje mi się, że jest ona kluczem do rozważania, dlaczego dominującym symbolem chrześcijańskim stał się krzyż, a nie któryś z symboli zmartwychwstania, choć przecież również obecne i eksponowane.
Nie byłoby zmartwychwstania bez cierpienia i śmierci na krzyżu. I nie chodzi mi tu tylko o porządek przyczynowo skutkowy, kolejność rzeczy. Przede wszystkim o porządek mistyczny, misterium odkupienia i jego znaczenie dla chrześcijanina. Bez pasji (męki) i ofiary za grzeszników (ludzi), która się dokonała na krzyżu, zmartwychwstanie byłoby trochę puste, rodzajem sztuczki fakirskiej lub ewentualnie manifestacją Mocy Bożej. Przecież np. Łazarz też zmartwychpowstał, co prawda nie z woli własnej, a woli Jezusa, ale jednak. Może się mylę, ale bez ofiary na krzyżu samo zmartwychwstanie nie miałoby tej siły przekazu, inicjacji, jakie zawiera misterium w swej całości, dając nam siłę i możliwość przemiany wewnętrznej, obraz, z którym możemy się bezpośrednio utożsamić. Ta natura ludzka Jezusa, która przejawia się właśnie w cierpieniu, a boska w zmartwychwstaniu., stanowi dla nas ludzi, naturalny pomost do jego natury boskiej, do tego, co boskie, do sacrum.
Tak więc w symbolikę krzyża wpisane jest również zmartwychwstanie. Jest tym samy krzyż symbolem nadziei, a Chrystus, który w swej osobie jednoczył dwie natury – Boską i ludzką, staje się miarą człowieczeństwa.
Perspektywa chrześcijańska pozwala doświadczenie cierpienia uczynić sensownym. Cierpienie bez tej perspektywy, jest podobne cierpieniu zwierząt, które doświadczają go całkowicie bezradnie.
Opisując liturgię Wielkiego Piątku, która koncentruje się wokół męki i śmierci Pańskiej, Jan Paweł II przedstawił jej istotę: „Dlatego też, po odczytaniu opisu Męki Pana, Kościół stawia w centrum liturgii Wielkiego Piątku adorację Krzyża, nie jako symbolu śmierci, lecz jako źródła autentycznego życia. W tym dniu, pełnym duchowego wzruszenia, dominuje nad światem krzyż Chrystusa, sztandar nadziei dla wszystkich, którzy z wiarą przyjmują jego tajemnicę we własnym życiu.”
Kończąc te rozważania, bardzo niewyczerpujące, chciałem również poruszyć wątek symbolu krzyża na płaszczyźnie bardziej ogólnej. C.G Jung, zajmując się badaniami porównawczymi, zwrócił uwagę, że symbol krzyża można odczytać również jako jedną z form mandali, która odgrywa ważną rolę w symbolice mistycznej, zwłaszcza na wschodzie, gdzie przedstawiana jest na ogół w formie koła, lub – jak np. w buddyzmie tybetańskim – kwadratu wpisanego w koło (co nieodparcie kojarzy się z dręczącym alchemików problemem kwadratury koła, czy kamieniem filozoficznym). Mandala, wg Junga, wyraża archetyp jaźni, pełni psychicznej wraz z jej centrum. Symbole te ułatwiają inicjację zintegrowania przez nas archetypu, działając na różnych poziomach osoby człowieka, zarówno tej świadomej, jak i nieświadomej. Jaźń w gruncie rzeczy w jego psychologii odgrywa rolę absolutu, który jest udostępniany naszej świadomości w symbolice mandali właśnie. Człowiek, który min. dzięki tej symbolice zintegrował archetyp jaźni, doświadcza swego centrum już nie w ciasnym kompleksie, jakim jest wg Junga nasze dotychczasowe ja (ego), lecz w niezmiernie przekraczającej ego pełni, jaźni. Krzyż jako jedna z form mandali, widoczny jest szczególnie na planie krzyża greckiego o równych ramionach, najbardziej rozpowszechnionego w prawosławiu. Jeszcze wyraźniej widać to w przypadku krzyża jerozolimskiego. Symbol mandali porządkuje świat zarówno makrokosmosu, jak i mikrokosmosu. W tym kontekście nie ma się co dziwić, że jest tak rozpowszechniony i obecny w wielu religiach, a w chrześcijaństwie pod postacią krzyża.
To w skrócie wyjaśnienie podane w języku psychologii, w jej kategoriach.
Do nieco innych źródeł porównawczych sięgnął M. Eliade, który symbolikę krzyża odniósł do drzewa życia, symbolu występującym w wielu różnych religiach, również w mitologii szamańskiej, do której w jakiejś mierze nawiązuje również ikonografia Buddyzmu Tybetańskiego w swym drzewie schronienia.
Drzewo życia symbolizuje centralną oś wszechświata, łączącą ziemię z niebem. To właśnie przedstawiał totem w praktykach szamańskich.
Ks. Jacek Bramorski w swej „Symbolice ‘środka świata’ a mit tęsknoty za rajem w ujęciu Mircei Eliadego” pisze: „Symbolizm wniebowstąpienia za pomocą drzewa znakomicie ilustruje inicjacyjna ceremonia szamanów buriackich. Kandydat wspina się na brzozę znajdującą się wewnątrz jurty, osiąga wierzchołek i wychodzi przez otwór dymny. Otwór ten utożsamiany jest z „dziurą”, którą robi w sklepieniu niebieskim Gwiazda Polarna. Rytualna brzoza jest obrazem „drzewa kosmicznego”, obecnego w centrum świata. Wspinając się na nią, kandydat dociera do mitycznego raju, w którym spotyka bogów. Podczas ekstatycznego obrzędu wstępowania szaman osiąga w symboliczny sposób rajską sytuację i przywraca łączność, jaka in illo tempore istniała między niebem a ziemią. Drzewo lub filar umieszczony w „środku świata” staje się dla niego narzędziem dotarcia do raju, czyli do ontologicznej kondycji człowieka sprzed „upadku””.
Dość powiedzieć, że w ikonografii chrześcijańskiej, krzyż często był wyobrażany pod postacią „drzewa żywota”, do czego inspiracją były legendy wczesnego chrześcijaństwa wyrażone w niektórych apokryfach. Poniżej przedstawiam jeden z przykładów :
Według tych apokryficznych podań drzewo krzyża wyrosło z nasion rajskiego drzewa życia.
W symbolice tej krzyż, umieszczony w sakralnym (sacrum) centrum świata, swą podstawą sięga do piekieł, które zwyciężył („zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał”), góra sięga do nieba, do stóp tronu bożego, natomiast ramiona obejmują cały świat.
Taki symbol porządkuje cały wszechświat, nadaje sens i ład. Jest centrum wszystkiego. Pozwala zorientować się zagubionemu człowiekowi w świecie. I ułatwia transcendencję człowieka w kierunku nieba, zmartwychwstanie.
Wspominam o tych badaniach porównawczych, by pokazać pewne szersze tło, które do jakiegoś stopnia może być inspirujące dla dalszych rozważań nad symbolem krzyża.
Wracając jednak do postawionego na wstępnie pytania – dlaczego np. w szpitalach jest eksponowany bardziej krzyż niż symbole bezpośrednio związane zmartwychwstaniem? Dlatego, że jak starałem się to powyżej wykazać, krzyż jest symbolem najpełniejszym, wyrażającym nie tylko całość doświadczeń ludzkiej egzystencji, z jej cierpieniem i śmiercią, ale również z nadzieją na jej przezwyciężenie i zmartwychwstanie. Jest symbolem wyrażającym pełnię, który umożliwia nam transcendencję profanum i przejście do sacrum, nadzieję na uzdrowienia nas całych i zmartwychwstanie.
Robert Gocał
tagi:
![]() |
RG |
10 grudnia 2021 12:31 |
Komentarze:
![]() |
atelin @RG |
10 grudnia 2021 13:04 |
Ciekawe, co by na to powiedział ból zęba 50 000 lat temu...
![]() |
stanislaw-orda @RG |
10 grudnia 2021 13:13 |
Gdyby nie było zła, to nie mogłoby zaistnieć także dobro.
No bo w relacji do czego mozna byłoby je okreslić?
![]() |
stanislaw-orda @atelin 10 grudnia 2021 13:04 |
10 grudnia 2021 13:14 |
To dylemat z poradnika "Małego ateuszka"?
![]() |
RG @atelin 10 grudnia 2021 13:04 |
13 grudnia 2021 11:27 |
może to samo, co dziś?
![]() |
RG @stanislaw-orda 10 grudnia 2021 13:13 |
13 grudnia 2021 11:31 |
Na poziomie języka ma Pan rację, bo język oparty jest na antynomiach. Myślimy jednak przy pomocy języka, który określa nasze racjonalne ujmowanie rzeczy. Dlatego np. mistrzowie zen stosują, jako jedną z praktyk, koany, które zadają swym uczniom do rozwiązania, a właściwie kontemplacji. Koan ma paradoksalną konstrukcję, która nie ma logiczno-dyskursywnego rozwiązania. Rozwiązanie koanu może nastąpić, gdy uczeń wyjdzie poza schemat dyskursywnego myślenia.
Jednak można na rzecz spojrzeć w nieco inny sposób. Np. dla chrześcijanina złem jest to, co oddala nas od Boga. W ten sposób spoglądał na problem zła św. Augustyn, który odmawiał mu substancjalnego istnienia.
Idąc tym tropem dalej, zło byłoby hipostazą w tym znaczeniu, że jest to byt fikcyjny, istniejący na poziomie języka.
Idąc jeszcze dalej, zmieniając nieco płaszczyznę, można powiedzieć, że dopóki postrzegamy rzeczy w relacji podmiotowo-przedmiotowej, w czym wspiera nas język, dopóty postrzegamy rzeczywistość w kategoriach antynomii dobro – zło. Jeśli jednak wychodzimy poza taki sposób postrzegania, np. w doświadczeniu mistycznym, wszystko staje się pełnią, a jedynym realnym bytem jest Bóg, od którego poznająca go dusza nie jest oddzielona.
![]() |
stanislaw-orda @RG 13 grudnia 2021 11:31 |
13 grudnia 2021 11:56 |
Złem jest antydekalog i jego (wolny) wybór.
![]() |
handlarz @RG |
13 grudnia 2021 12:31 |
tach, w więzieniach, obozach, nieustanne niebezpieczeństwo utraty życia
przez całą niemal ludzkość tudzież deptanie podstawowych naturalnych
praw człowieka na skutek wojen i zbrodni z nim i związanych. Te
i tym podobne powody stały się okazją do wytworzenia pesymistycznej
filozofii egzystencjalistycznej, gdzie lęk i trwoga urosły do rangi praw
mających tłumaczyć podstawowe aspekty ludzkiej egzystencji.
Niezależnie jednak od specjalnych warunków ludzkiego bytowania
w okresie II wojny światowej powszechne przeżywanie obecności zła
wiąże się z dolą ludzkiego życia i jej uwarunkowaniami:
1* z przeznaczoną każdemu człowiekowi śmiercią, której zapowiedzią
są choroby i cierpienia psychiczne;
2' z psychiczną niepewnością losu pośmiertnego, którego faktu i natury
nie można eksperymentalnie zbadać;
3’ z lękiem w stosunku do Absolutu, z którym nic, co skażone, nie da
się połączyć (ten lęk występuje szczególnie u wierzących);
4’ ze skażeniem bytów ludzkich i możliwością wyboru przez innych dobra,
które stoi w niezgodzie z dobrem danej jednostki;
5’ z niszczycielskim dla wielu jednostek biegiem praw przyrody.
Wyżej wskazane w arunki doli ludzki ej sprowadzają się ostatecznie
do przygodnego charakteru ludzkiej bytowości, a zarazem są uogólnieniem
tego, co normalnie wszyscy ludzie w kształtowaniu świadomości
zła przeżywają.
Świadomość zła dotykającego człowieka ujaw niła się we wszystkich
znanych nam religiach ludzkości, i to tak dalece, że każda religia jest
w dużej mierze pojmowana jako zespół środków wybawiających człowieka
od zła. Wybawienie to pochodzi zazwyczaj od bóstwa, które objaw
iając jakąś religijną prawdę wskazuje konkretne środki — zabiegi, za
pomocą których można wyzwolić się z opresji zła.
Obecność zła w świecie znalazła również swój wyraz we wszystkich
niemal systemach filozoficznych. Jak ju ż poprzednio było wspomniane,
stwierdzenie obecności zła przez jakiegoś filozofa wiąże się zarazem ze
swoistym pojmowaniem tego zła. Zło bowiem posiada tak specyficzny
charakter bytowania, że nie sposób stwierdzić samą tylko jego obecność,
nie podając równocześnie interpretacji „natury” stwierdzonego zła.
Każde stwierdzenie w filozoficznym systemie obecności zła jest zarazem
interpretacją filozoficzną samej natury zła. Dlatego też w momencie,
gdy zaczynamy przyglądać się filozoficznym koncepcjom dotyczącym
problemu zła, nie możemy ju ż dalej referować samego faktu obecności
zła w świecie w oderwaniu od tłumaczenia samego zła.
![]() |
handlarz @handlarz 13 grudnia 2021 12:31 |
13 grudnia 2021 12:34 |
M.A.Krapiec
Metafizyka
![]() |
RG @stanislaw-orda 13 grudnia 2021 11:56 |
13 grudnia 2021 13:28 |
Ok. zgoda. Wydaje mi się, że pisałem o tym w jednej z poprzednich notek - o wartościach
![]() |
RG @handlarz 13 grudnia 2021 12:31 |
13 grudnia 2021 13:41 |
Być może nieco uprościłem, pisząc o złu, jako hipostazie. Przecież doświadczamy go nieustannie w swej egzystencji, na co zwrócił Pan uwagę, cytując o.Krąpca. Ja skupiłem się jedynie na poziomie absolutnym. Jest to jednak pewne uproszczenie, gdyż np. pominąłem obecność w świecie sił, jak szatan, które zwodzą nas i odciągają od Boga. Inną kwestią jest cierpienie, odbierane przez nas, jako zło. Ale to wymagałoby rozwinięcia w oddzielnym wpisie.
W jednym z poprzednich moich wpisów pisałem, że niemal każda z wielu koncepcji filozoficznych, w większym lub mniejszym stopniu próbuje odpowiedzieć na problem zła. I tak koncepcje lewoskrętne, co wyraźnie widać już od oświecenia, sytuują zło na zewnątrz człowieka, dzięki czemu twierdzą, że można je wyeliminować, majdrując inżynieryjnie np. przy stosunkach społecznych lub eliminując kolejne „opresje” usytuowane w świecie zewnętrznym.