Listy od przyjaciela – list nr 9 – o domniemanej szkole egzegezy
Zastanawiam się jeszcze nad tym, co mi powiedziałeś na ostatnim spotkaniu o Ewangeliach – że nie były spisywane bieżąco, lecz już z perspektywy ofiary złożonej przez Pana Jezusa na krzyżu, która na wszystkie przeszłe wydarzenia rzuciła nowe światło. Wydarzenia, w których bezpośredni udział brali apostołowie, od których czerpały Ewangelie, w świetle Krzyża nabrały nowego sensu.
Pomyślałem sobie, że pośród wielu szkół egzegezy biblijnej jest zapewne i taka, która z tej informacji – że Ewangelie zostały spisane z perspektywy wiedzy o śmierci na krzyżu i zmartwychwstaniu Pana Jezusa – wyciąga wniosek, iż w związku z tym nie odzwierciedlają one (Ewangelie) rzeczy i wydarzeń w realistyczny sposób, czyli tak, jak to było w rzeczywistości. Innymi słowy, że Ewangelie ukazują tamtą rzeczywistość (Jezusa i jego uczniów) w takiej trochę „skrzywionej” perspektywie, a więc – mówiąc potocznie – „nieprawdziwej”. Niby ma to przypominać trochę sytuację ze świadkami jakiegoś zdarzenia – gdy wypytują ich po fakcie śledczy, to na ogół każdy ze świadków relacjonuje różniące się (czasem znacznie) wersje zdarzenia. I czasem wystarczy jakaś mała sugestia ze strony śledczego, by świadkowie zaczęli postrzegać przebieg zdarzeń, w których uczestniczyli, w całkiem nowym świetle, często różnym od ich pierwszej relacji naocznego, w końcu, świadka.
Jeśli taka szkoła istnieje (a w to nie wątpię), to - wg mnie – jest ona, posiłkując się jednym ze zwrotów z repertuaru Wałęsy, w „mylnym błędzie”.
Wg. Jana Paweła II „(…) ład każdej rzeczy pochodzi z poza niej , z jej przyszłości , z jej celu”. Również jej znaczenie, sens.
Uczniowie w trakcie wędrówek ze swym nauczycielem, Jeszuą, mogli nie dostrzegać wszystkich aspektów z Nim związanych, czego chyba dobrym przykładem może być Judasz. Byli grzesznikami, jak wszyscy ludzie, nim wyzwolił ich Pan Jezus (choć z Judaszem się nie udało), a więc zapewne postrzegali wiele rzeczy głównie z perspektywy własnego ego, którego to perspektywa obarczona jest rozmaitymi projekcjami własnego umysłu (serca?) na otaczającą go rzeczywistość. Np. jeden apostoł patrzyła na kobietę pożądliwie, podczas gdy drugi widział w niej jedynie kucharkę. Jeden podczas tych wielu podróży podziwiał piękno przyrody bożej, drugi widział w mijanych krajobrazach głównie przeszkody i trudy. Zapewne podobnie było z postrzeganiem osoby Jezusa; każdy z uczniów widział go trochę inaczej, ale nikt w pełni – jako jednej z Trzech Osób Boskich.
Gdyby spisywali wówczas bieżąco swoje myśli i wrażenia, to relacje te nie byłyby bliżej prawdy o tym, co się realnie (na różnych płaszczyznach i wymiarach) wówczas działo, gdyż wielu rzeczy po prostu nie byli w stanie dostrzec, ponieważ nie byli wówczas jeszcze do tego uzdolnieni.
Do postrzegania spraw i rzeczy w szerszym i głębszym wymiarze, niż wcześniej, uzdolnił uczniów dopiero wstrząs, jakim było pojmanie Pana Jezusa, a następnie jego cierpienie, śmierć na krzyżu, która była dla ówczesnych ludzi czymś bardzo hańbiącym. A po tym wszystkim nastąpiło tryumfalne zmartwychwstanie. To wszystko musiało przebudować im spojrzenie na wiele spraw, oświetlić na nowo. Dopiero to wszystko uzdolniło ich do dostrzegania rzeczy i spraw dotychczas przed nimi częściowo zakrytych, otworzyło im oczy, narodziło powtórnie. Podziałało na ich świadomość jak magnes na opiłki żelaza, porządkując im obraz całości i pozwalając dostrzec „…ład każdej rzeczy...”, głębszy sens. Otworzyły im się oczy na prawdę w znaczeniu greckiego słowa na jej określenie – aleteia, czyli to co nie skryte, co jawne, nagie, nie osłonięte żadnymi subiektywnymi projekcjami umysłu.
Bez tego doświadczenia, jakim była śmierć na krzyżu Jezusa, a następnie jego zmartwychwstanie – bez tego nie uzyskaliby tej nowej perspektywy postrzegania, ich widzenie byłoby nadal ślepe na wiele aspektów, a relacje o Jezusie z takiej półślepej perspektywy byłyby wypaczone.
Wziąwszy to wszystko pod uwagę, taka szkoła egzegezy, jeśli istnieje, a która podważałaby rzetelność spisanych Ewangelii, gdyż spisanych z perspektywy krzyża i zmartwychwstania – taka szkoła przyjmuje fałszywą, wg mnie, tezę.
Żeby np. zrozumieć jakąś sytuację musimy uchwycić jej sens. Dobrze to widać, gdy mamy do czynienia z dowcipem podszytym sarkazmem lub ironią – jeśli się go odbiera dosłownie, można wówczas nie dostrzec ukrytego w dowcipie faktycznego znaczenia, sensu, które jest często przeciwne znaczeniu dosłownemu.
Ludziom na ogół bardzo trudno uchwycić całkowity sens jakiejś sytuacji czy rzeczy, na poziomie absolutnym. Dostrzegamy na ogół tylko pewne aspekty rzeczywistości, fragmentarycznie, przefiltrowane przez nasz umysł, naszą mentalność, w dodatku zazwyczaj z jakiegoś jednego, góra paru wymiarów rzeczy – np. łąka pod lasem – widzimy, że piękna i że plon może być obfity i może również jeszcze to, że można ją zyskownie sprzedać i kupić mieszkanie w bloku. Ale np. oko fizyka może spoglądać tę łąkę z innego punktu – że zbiór atomów, a właściwie to cząstek elementarnych, biologa – że ekosystem bogaty i może nawet jakiś gatunek chroniony rośnie lub żyje w tych chaszczach, geodeta jeszcze inaczej. Zresztą, wystarczy być w nastroju innym – radosnym lub smutnym, a będziemy postrzegać daną rzecz inaczej.
Utkwiło mi w pamięci pewne spostrzeżenie, którym ktoś podzielił się ze mną. Mianowicie – że np. osobę świętego lub anioła można dostrzec tylko w taki sposób i w takim wymiarze, w jaki jesteśmy do tego uzdolnieni, na ile jesteśmy przygotowani duchowo, potrafiący postrzegać i dostrzegać różne aspekty rzeczy i spraw.
W gruncie rzeczy jest to w pewien sposób nawiązanie do słów Jezusa z „Ewangelii wg św. Mateusza”, w których przytacza proroka Izajasza „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie.” Czyli ktoś bardziej dojrzały duchowo widzi osobę świętego inaczej i dostrzega w nim więcej oraz takie aspekty, które są niewidoczne dla innych. Odnosi się to również, a może nawet przede wszystkim. do osoby Pana Jezusa i jego postrzegania przez ludzi, z którymi się stykał.
„A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.” (Mk 6, 4-5) Krajanie, byli sąsiedzi Jezusa, widzieli w nim syna Józefa, tego stolarza, którego dobrze znali i dlatego nie potrafili spojrzeć bez uprzedzenia, na nowo. Nie byli w stanie mu uwierzyć, bo przecież „dobrze wiedzieli” kim on jest.
Kojarzy mi się to również w pewien sposób z „rzeczą samą w sobie” Kanta, który twierdził, że możemy z niej poznać tyle, ile sami w nią „włożymy”.
Można dodać jeszcze, iż możliwym jest ze strony kogoś, kto w dużej mierze urzeczywistnił swój potencjał duchowy i dzięki temu dysponuje pewną mocą, iż w niektórych sytuacjach sam może prowokować i narzucać formę, w jakiej się jawi innym. Możemy się z tym np. zetknąć na kartach Biblii, gdzie aniołowie manifestują się niektórym z bohaterów w łagodnej postaci, innym z kolei w gniewnej, groźnej formie. Zapewne zwrócił na to również uwagę J.R.R. Tolkien, który we „Władcy Pierścieni” nawiązuje do tego opisując min. czarodzieja Gandalfa, choćby podczas spotkania z Hobbitem Bilbo na początku trylogii, w scenie po zniknięciu Bilba z przyjęcia urodzinowego, gdy ten próbował wymigać się od przekazania pierścienia władzy pod opiekę swemu spadkobiercy Frodowi – „Gandalfowi płomień strzelił z oczu. - Jeszcze chwila, a z kolei ja się rozgniewam - rzekł. - Jeżeli powtórzysz to raz jeszcze, na pewno się rozgniewam. A wtedy zobaczysz Gandalfa Szarego bez płaszcza. Zrobił krok w stronę hobbita i zdawało się, że urósł groźnie; jego cień wypełnił cały pokoik.”
Jednak nie trzeba aż sięgać do nadzwyczajnych przykładów, gdyż pewien wpływ na to, jak jawimy się naszym bliźnim, mamy również my sami, choć może nie aż tak spektakularny, gdyż nie mamy takiego zasobu mocy. Mamy wpływ „na naszą miarę”, jak ten „Miś na miarę naszych możliwości” z filmu Barei. W naszym wykonaniu jest to najczęściej próba zaprezentowania się lepszym, niż w rzeczywistości, taka „zmyłka”, by wydać się innym „większymi” niż naprawdę. Dlatego warto pamiętać o słowach Marka Aureliusza, że „Wszystko co słyszymy jest opinią, nie faktem. Wszystko co widzimy jest punktem widzenia, nie prawdą."
To, że człowiek może dostrzegać jedynie to, do czego jest uzdolniony i być całkowicie ślepym na wiele aspektów rzeczywistości, pomimo iż ma je przed własnym nosem – ma wiele rozmaitych konsekwencji.
Niedawno, dotarło np. do mnie, że może te kwestie związane z uzdolnieniem do widzenia rzeczy działają również w drugą stronę. Gdy np. Duch Święty chciałby nam coś wskazać, pouczyć – dajmy na to w kwestii próżności, to może nie mieć takiej możliwości, jeśli ta próżność wzniosła wokół siebie mur i nie dopuszcza żadnego obrazu, który mógłby tę próżność skorygować, osłabić. Jeśli Bóg nie chce dokonać gwałtu na naszej naturze, naszej wolności, to nie zawsze może nam pomóc, gdyż człowiek uwikłany w grzech nie będzie nawet mógł dostrzec wsparcia od Boga, gdyż będzie ono poza „horyzontem” jego świadomości. Komuś takiemu nawet Bóg ma trudność przyjść z pomocą.
Trochę się rozpisałem i w sumie trochę o banalnych sprawach, ale zbiegło się to (refleksja nad perspektywami, z jakich pisane były Ewangelie) z moimi próbami zrozumienia niektórych, wydawałoby się całkiem odległych (od tego tematu) spraw i tak jakoś poszło. Mam nadzieję, że nie zanudziłem Ciebie.
RG
tagi:
![]() |
RG |
23 maja 2025 09:12 |
Komentarze:
![]() |
RG @RG |
23 maja 2025 09:13 |
Również i tym razem z góry przepraszam, że nie będę brał udziału w ewentualnej dyskusji pod notką, ale, jak już pisałem poprzedni, jest to zbyt obciążające i pochłania czas, którym nie zawsze swobodnie dysponuję.
![]() |
DYNAQ @RG |
23 maja 2025 11:57 |
Tekst robi wrażenie jakby byl pisany przez AI .