-

RG : trochę tego, trochę tamtego

O wartościach słów parę

Cnoty

W refleksji nad moralnością w starożytności i później, w chrześcijańskim średniowieczu, aż do połowy XIX wieku, mówiąc o sprawach związanych z moralnością, powszechnie używano pojęcia cnoty. Cnota była synonimem prawości, szlachetności, męstwa. W skrócie – piękna wewnętrznego człowieka.

Dla Platona cnota była siłą duszy, jej harmonią i pięknem. Wyrażała się w czynach urzeczywistniających dobro, opowiadających się za prawdą.

Ten sposób postrzegania przez starożytnych kontynuował św. Tomasz z Akwinu (XIII w), który cnoty stawiał w centrum swojej refleksji nad moralnością. Cnota w jego ujęciu, to nie tyle powinność, nakaz moralny (przykazania), co umiejętność podejmowania dobra, wartości, w czym szedł również za św. Pawłem, który w liście do Filipian pisze: W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym - to miejcie na myśli!”. Urzeczywistnianie cnót miało prowadzić człowieka do radosnej wolności, zbliżania się do Boga. Człowiek, w ujęciu św. Tomasza, powinien dokonywać wyborów moralnych nie tyle z obawy przed piekłem, co ze względu na dobro i jego piękno. Dekalog nas w tym wspiera, wskazując właściwy kierunek, jednak to dzięki rozwijaniu cnót wzrastamy, zapatrzeni w dobro.

Zmiana w podejściu do spraw moralności nastąpiła, wg dominikanina Wojciecha Giertycha (mianowanego w 2005 r. przez Benedykta XVI Teologiem Domu Papieskiego), w XIV w. za sprawą Ockhama (ten od słynnej „brzytwy”; XIV w). Sprowadził on pojęcie cnoty do powinności. Akcent został położony na pilnowaniu prawa, wystrzeganiu się grzechu. I takie akcentowanie dość szeroko przeniknęło do popularnej nauki moralnej Kościoła, a z ambon mówiono często o tym co wolno, a czego niewolno. Kościoły protestanckie przejęły ten starotestamentowy sposób nauczania o moralności i o ogniu piekielnym. Obecnie jednak wahadło protestanckie zaczęło odbijać w drugą stronę, skutkując coraz częstszymi  wątpliwościami nie tylko co do istnieniu piekła, ale nawet grzechu. Niestety, od czasu Soboru Watykańskiego II ten sposób myślenia zaczął również przenikać do niektórych kręgów Kościoła Katolickiego.

 

Destrukcja wartości

Współcześnie refleksja nad etyką przekroczyła ramy Kościoła, a w świeckich murach uniwersytetów  pojęcie cnoty, ośmieszane przez ostatnie 200 lat na różne sposoby, zostało zastąpione pojęciem wartości. Zaczęto mówić już nie o moralności, a o aksjologii, rozszerzając pojęcie wartości, które nie było już tożsame z pojęciem dobra, ale wiązano ze wszystkim, co w jakiś sposób jest cenne. Zaczęło ono obejmować również wartości estetyczne, materialne, utylitarne i wiele innych.

Ten rozszerzający zabieg, choć poszerzał płaszczyznę refleksji, to jednak niósł wiele niebezpieczeństw, wynikających z mieszania się różnych płaszczyzn i poziomów, skoro wszystko może stanowić jakąś wartość, nawet gdy nie jest dobrem.

Dlatego dość szybko zaowocowała ta zmiana nowymi koncepcjami, często idącymi w poprzek utrwalonym przekonaniom, a tak naprawdę zataczając koło i wracając do koncepcji greckich sofistów, wg których to człowiek jest miarą rzeczy, a więc i wartości.

I tak obecnie doszliśmy do negacji obiektywnego (tj. niezależnego od subiektywnego widzimisię człowieka) sposobu istnienia wartości. Ta negacja stała się jednym z trzech filarów, na których wspiera się światopogląd „poprawności politycznej”, obok negacji istnienia obiektywnej prawdy oraz specyficznie rozumianej wolności, którą się „odzyska”, gdy człowiek wyzwoli się spod opresji wszelkiej władzy, w tym oczywiście w pierwszym rzędzie spod władzy obiektywnych wartości (moralności) i władzy rzekomej prawdy.

Wartości nie dość, że są subiektywne, to dodatkowo są jeszcze uwarunkowane kontekstem kulturowym, historycznym, wychowaniem et cetera.

Jest to pokłosie koncepcji pozytywistycznych w etyce.

Tradycja pozytywistyczna, mówiąca o tym, że wartości są wytworami naszych ocen, wywodzi się jeszcze od Huma. Głosił on, że wartością jest to, co jest uważane subiektywnie za wartościowe, a ludzkie wyobrażenia o wartościach identyczne z wartościami. Czyli wartość jest u niego czymś wtórnym wobec aktu świadomości.

Aksjologiczne jakości rzeczy są w tej koncepcji jedynie ułudą, złudzeniem wynikającym z zabarwienia rzeczywistości naszą emocją, gustem, upodobaniem. A skoro tak, to trudno popełnić błąd biorąc coś za wartość, gdyż subiektywna ocena jest tożsama z wartością. Wartości istnieją jedynie w naszej świadomości, dlatego też ta sama rzecz dla jednego jest wartościowa, a dla drugiego nie jest i oba spojrzenia są równie uprawnione.

Konsekwencje takiego poglądu są takie, że wszystkie wartości są względne. Jako przykłady potwierdzające ich relatywizm podaje się różnice występujące w hierarchii wartości w innych kulturach, tak często odmiennych od naszych preferencji, naszego etosu. Jakby tego było mało, dodatkowo wzmacnia się ten argument szerokim wachlarzem przykładów pochodzących z kręgu naszej cywilizacji, wskazując zmieniające się obyczaje i hierarchie wartości na przestrzeni różnych epok kulturowych. Dla przykładu weźmy choćby epokę wiktoriańską i rewolucję obyczajową lat 60-tych XX wieku, oddalonych od siebie w czasie ledwie o parę dziesięcioleci. Ewentualna próba wartościującej oceny etosu którejś z epok, jest jedynie ekspresją jakiegoś konkretnego etosu, w ramach którego dokonywana jest krytyka i jako taka z naukowego punktu widzenia jest nieuprawniona. I jako taka nie ma sensu, co najwyżej literacki.

Śledząc dzieje myśli oraz przekonań kształtujących nasz krąg cywilizacyjny, takie spojrzenie, jak wyżej, jest rodzajem nowinki zarówno świeżej jak i krótkiej daty. Poglądy takie należały do rzadkości i co najwyżej można by je odnaleźć u greckich sofistów, czy zdegenerowanych libertynów oświeceniowych.

Konsekwencją takiego podejścia jest relatywizm moralny. Pomieszanie dobra za złem. Dobrze oddaje to tzw. „filozofia Kalego”: jak Kali ukraść krowę - to dobrze, jak Kalemu ukraść – to źle.

Lecz konsekwencje tego, to nie tylko demoralizacja. Następuje coraz rozleglejsza infekcja naszej cywilizacji pogłębiającą się dekadencją. Społeczeństwa, ludzie z jej kręgu, przestają cenić i wierzyć w te wartości, które ją zbudowały, a których jeszcze do połowy XX w. gotowi byli bronić i poświęcać za nie życie. Wręcz zaczęto je na każdym kroku poniżać i negować.

Cywilizacja nasza zwróciła się przeciw sobie samej, pogrążając się w jakim obłąkańczym pędzie do samozatraty. Zwraca wzrok w kierunku innych, nienawidząc samej siebie.

Ten relatywizm wartości, wypracowany w pozytywistycznym tyglu, wzmacniany dodatkowo przez dominujący współcześnie paradygmat naukowości, odrzucający wszelkie wartościowanie jako nienaukowe, opanował przestrzeń medialną, a co za tym, niestety, idzie, również świadomość społeczną.

 

Obrona wartości

Silny cios tym pozytywistycznym przekonaniom oraz płynącemu z nich relatywizmowi zadała na gruncie etyki fenomenologia w osobie Maxa Schelera, a także rozwijający później jego koncepcje Nicolai Hartman.

Scheler ukazał całkiem nową i jakże odmienną od pozytywistycznej perspektywę postrzegania wartości.  Według niego istnieją one niezależnie od człowieka, a świadomość nie tworzy ich, a jedynie doświadcza i poznaje.

Scheler odrzucił pozytywistyczny dogmat o przeciwstawności poznania i wartościowania, jak to ujmuje we wstępie do jego pracy „Resentyment i moralność” Hanna Burzyńska-Garewicz.

Świadomość poznaje wartości. Dokonuje się to bezpośrednio w przeżyciach emocjonalnych oraz aktach preferencji.

Wartość aksjologiczna poprzedza świadomość wartości i jest jej warunkiem. Świadomość wartości nie ma charakteru wewnętrznego, lecz jest zwrócona na zewnątrz.

Poznanie to dokonuje się w odrębnych niż intelektualne aktach. Jest to poznanie oparte na bezpośrednim doświadczeniu, dające podstawę do stwierdzenia stopnia urzeczywistnienia danej wartości. Według Schelera, żadna wartość nie występuje w oderwaniu od innych wartości. Wartości zawsze występują obok siebie, w pewnym porządku, jedne wyżej, drugie niżej. W porządku hierarchicznym.

Reasumując – Scheler uważał, że świat wartości jest obiektywny i niezależny od ludzkich ocen. Nasz Stanisław Brzozowski, antycypując go, pisał: „...nie człowiek wytwarza wartości, lecz one się w nim urzeczywistniają. Są one niezawisłe od niego: prawda, piękno, dobro itp. czerpią swą zasadniczą moc nie z jego aprobaty, lecz przeciwnie, nadają wartość i sankcję każdemu jego dziełu, zależnie od stopnia swego w nim ziszczenia”.

Do świata wartości mamy bezpośredni dostęp poprzez intuicję. Fenomenologowie twierdzą, że również przy zastosowaniu ich metodologii. Wg nich, w akcie poznawczym mamy bezpośrednio daną nie tylko wartość, ale również jej hierarchiczne usytuowanie wobec innych wartości. Bo wartości doświadczamy zawsze jako występujących w porządku hierarchicznym. Przeżywając jakąś wartość, przeżywamy ją jako usytuowaną w określonym porządku hierarchicznym.

Wartości są w czymś (lub na czymś) ugruntowane, tj. są możliwe do uchwycenia w przedmiocie, który je niejako ucieleśnia. Wartości etyczne ukazują się nam najczęściej poprzez drugiego człowieka, który je w sobie urzeczywistnia i w ten sposób stają się bezpośrednio dostępne naszemu poznaniu. I tak np. w osobie sienkiewiczowskiego Pertoniusza poznajemy wartości hedonistyczne, sztukę używania życia (również taki Jan Nowicki z żyjących), a świętość, Chrystus, jest nam bezpośrednio dany w osobach świętych, takich jak św. Franciszek, Ignacy Loyola, św. Jan od Krzyża, ojciec Pio i wielu innych. Tak dane są również wartości witalne – bohaterowie wojenni, wartości estetyczne – Rembrant, Gethe, Mickiewicz itd.

Znaczenie Maxa Schelera dla refleksji aksjologicznej jest bardzo ważne również ze względu na wprowadzenie przez niego pojęcia złudzenia aksjologicznego.

Uważał on, że tak jak w przypadku poznawania rzeczywistości materialnej, poznając wartości, możemy ulegać złudzeniom poznawczym. I tak jak ulegamy złudzeniom poznając świat materii, np. obserwując w wodzie kij jako złamany (gdy w rzeczywistości nie jest), tak poznając świat wartości również jesteśmy na złudzenia narażeni.

A to prowadzi z kolei do – jak ujął to Nietsche – zafałszowania tablic wartości lub ich poprzestawiania.

Złudzenia co do poprawnego odbioru wartości mogą wystąpić już w samej intuicji emocjonalnej. Np. ktoś może widzieć wartości duchowe, a nie dostrzegać w ogóle wartości hedonistycznych lub odwrotnie. Można to porównać do upośledzenia w postrzeganiu kolorów (daltonizm).

Innego typu zakłócenia w odbiorze wartości występują w związku z preferowaniem, stawianiem jednych wartości nad innymi. Wynika to z niewłaściwego, złudnego postrzegania ich hierarchicznego porządku.

Te złudzenia (biorące się z niewłaściwego sposobu poznania) mają swe konsekwencje w wydawanych sądach wartościujących, będących intelektualnym określeniem stopnia urzeczywistnienia wartości w określonej rzeczywistości.

Dlatego nierzadko pojawiają się opinie uważające za wartość coś, co wartością nie jest lub za bardziej wartościowe uważa się wartości pozorne, a te stojące w rzeczywistości wyżej ocenia się jako niższe.

Jak pisał św. Augustyn: „Wzrokiem duszy jest rozum. Ale skoro nie każdy, kto patrzy, musi widzieć, dlatego też wzrok prawidłowy i doskonały, to jest taki, który umożliwia widzenie, nazywa się cnotą – cnota jest bowiem prawidłowym albo doskonałym rozumem.” Tak więc nie każdy, kto patrzy, postrzega rzeczy takimi, jakimi one są. Wielu postrzega w sposób wypaczony, jeśli brakuje im cnoty.

Można przy tej okazji pokusić się o wniosek ogólny, wskazujący na związek pomiędzy rozumem a moralnością. Jeśli moralność jest skażona, to często skażone bywa również rozumowanie, które w wielu bardzo istotnych obszarach, jak np. wartości, przetwarza fałszywe dane, a jego celem nie jest ustalanie prawdy, lecz służy celom wyznaczanym np. przez resentyment.

Złudzeniom aksjologicznym mogą ulegać nie tylko poszczególni ludzie, ale również całe społeczeństwa. Scheler uważa, że może się zdarzyć (i się zdarzało), iż całe epoki w swych etosach propagowały wartości wypaczone, fałszywe, a relacje oraz proporcje między wartościami pozamieniane, pomieszane.

Neguje w ten sposób pozytywistyczne opinie, uznające wszelkie etosy za równoprawne – przeciwnie, uważa, że jedne są bliższe prawdy świata wartości, a inne dalekie od niej. Prawdy rozumianej jako stopień urzeczywistnienia świata wartości w danym etosie.

Jeśli jakiś etos nas zwodzi i okłamuje, jeśli prowadzi do złego – to moglibyśmy, posługując się językiem teologii powiedzieć, że jest narzędziem szatana, że ma diabelskie źródło.

W takim kontekście może się wydać bardziej zrozumiała diagnoza Benedykta XVI, który jeszcze jako kardynał Ratzinger, analizując współczesny kryzys cywilizacji europejskiej, doszedł do wniosku, że stoi za nim pozaziemska siła – szatan.

 

Konsekwencje relatywizowania wartości

Za obiektywnym sposobem istnienia wartości przemawia również to, że tylko taki sposób ich istnienia umożliwia sensowne mówienie o odpowiedzialności.

Odpowiedzialnym stajemy się za działanie, gdy świadomie je podejmujemy i realizujemy. Możemy przy tym mówić o odpowiedzialności np. służbowej, karnej (prawnej) lub moralnej. Jak ujmuje to Roman Ingarden w jednym z esejów z „Książeczki o człowieku”, zatytułowanym „O odpowiedzialności i jej podstawach ontycznych” - odpowiedzialność ciąży na sprawcy.

W swoim działaniu realizujemy jakieś wartości pozytywne lub je niszczymy, albo realizujemy antywartości. Sprawiedliwość domaga się powetowania złych czynów przez sprawcę – czy to pokutą, czy karą wymierzoną przez prawo, czy innym rodzajem zadośćuczynienia.

Jak pisze Ingarden: „Gdyby nie istniały żadne wartości pozytywne i negatywne oraz zachodzące między nimi związki bytowe i związki określania, wtedy w ogóle nie mogłaby istnieć żadna prawdziwa odpowiedzialność, a także żadne spełnienie postawionych przez nią wymagań.

Bez założenia istnienia wartości w sposób niezależny od naszego subiektywnego zapatrywania, w sposób nierelatywny, istnienie sprawiedliwości nie byłoby możliwe, byłaby ona czymś absurdalnym.  Bo jak np. pociągać kogoś do odpowiedzialności za działania prowadzące do zniszczenia jakiejś wartości, jeśli ta wartość istnieje jedynie iluzorycznie, gdy przecież w rzeczywistości „nic się nie stało”.

Przykłady poglądów, które uniemożliwiają sensowne mówienie o odpowiedzialności, omówiłem wcześniej, przy okazji prezentacji procesu destrukcji wartości w naszej kulturze.

Ingarden porządkuje te destrukcyjne poglądy grupując je w trzy główne koncepcje:

  1. Wartości „istnieją” jedynie subiektywnie, są „stwarzane” przez człowieka; dla jednego wartością będzie to, dla drugiego tamto, a wszystkie wewnątrz puste, gdyż realnie, tj. niezależnie od człowieka nie istnieją.
  2. Wartości nie istnieją niezależnie od społeczeństwa, obiektywnie, lecz mają swoje źródło ze względu na ich użyteczność (utylitaryzm); są tworzone („stwarzane”) np. przez państwo w wyniku wymagań stawianych przez arbitralnie konstruowane systemy prawne, które narzucają obywatelowi co i rusz nowe powinności pod groźbą rozmaitych sankcji i „odpowiedzialności”.  Jeśli jednak czyny złe i dobre nie mają w tych systemach niezależnego źródła, które określiłoby ich realną, niesubiektywną wartość, a jedynie wynikają z czyichś arbitralnych decyzji, to dziś „lepsze” może stać jutro „gorszym”  i na odwrót.
  3. Wartości są relatywne, gdyż w ciągu wieków zmieniały się one same, jaki i również ich hierarchia, nie mówiąc o tym, że wartościowanie w rozmaitych kulturach często diametralnie się różni; chce się w ten sposób powiedzieć, że wartości w sobie w ogóle nie istnieją. Jak pisze Ingarden: „Kto uważa wartości za historycznie uwarunkowane obłędne fikcje ludzkości (obłędne, ponieważ często przecież oddaje się za nie życie), w każdym razie musi pogodzić się z tym, że właśnie przez to zaprzecza możliwości wszelkiej odpowiedzialności, a w konsekwencji musi także zrezygnować z domagania się, by człowiek podejmował odpowiedzialność.” Można np. zauważyć „historyczną” zmienność podejścia w różnych epokach do takich wartości, jak wolność sumienia czy wolność myśli i słowa, które to nie zawsze były uważane za wartości. W sposób nieuprawniony identyfikuje się fakt poznania lub uznania jakiejś wartości z jej realnym istnieniem bądź nieistnieniem, pomijając często zagadnienie, czy wartość rozpatrywana ma wystarczające ufundowanie (bądź nie) w jakimś przedmiocie bądź systemie przedmiotów, na podstawie których próbujemy wyciągać wnioski. To, że w jakiejś epoce historycznej nie uznawano np. wolności sumienia i myślenia za wartość lub że znów mogą nadejść takie czasy (jesteśmy tego obecnie świadkami), nie dowodzi, że wolności te są jedynie fikcją czy urojeniem, ale tylko tyle, że poznanie nasze jest niedoskonałe.

 

Widzimy więc, że konsekwencje relatywizacji wartości są daleko idące i podważają zarówno ład prawny jak i moralny, obyczajowy, a w efekcie prowadzą do destrukcji całej cywilizacji, czego obecnie możemy być świadkami.

 

Robert Gocał



tagi:

RG
8 listopada 2021 10:15
14     1232    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:


stanislaw-orda @RG
8 listopada 2021 12:14

"co nam hańba, gdy dolary mają lepszy kurs od wiary"

 

https://www.youtube.com/watch?v=GXAEIPoxNew

 

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 8 listopada 2021 10:37
8 listopada 2021 15:09

o.Bochenski,

Zacznijmy od przykładu. Przepraszam, że jest to przykład
jaskrawy i brutalny, ale tutaj nie chodzi o uczucia, lecz o zrozumienie,
i tego rodzaju jaskrawe przykłady zwykle najlepiej
unaoczniają istotę tego, o co chodzi. Oto on: Młody człowiek
o skłonnościach zbrodniczych, nazwijmy go Karolem, radzi
swojemu przyjaeielowi Ludwikowi, aby w nocy wyjął z szuflady
brzytwę i podciął swej śpiącej matce krtań, po czym
spokojnie przywłaszczył sobie jej pieniądze. Pieniądze te mają
kompani przeznaczyć na spędzenie wesołego wieczoru w knajpie.
Ludwik — zakładamy, że jest normalnym człowiekiem —
odpowiada z oburzeniem, iż nigdy tego nie zrobi. Karol pyta:
— Dlaczego? Przecież to takie proste i byłoby pożyteczne. Co
na to odpowie Ludwik? Wczujmy się w jego położenie. Co my
byśmy na to odpowiedzieli? Obawiam się, że nie znaleźlibyśmy
żadnej właściwej odpowiedzi. Powiedzielibyśmy może, że to
zbrodnia, nikczemność, coś niedozwolonego, brudnego, grzesznego
i tak dalej. Ale gdyby nasz Karol zapytał, dlaczego nie
można robić czegoś zbrodniczego brudnego, grzesznego i tak
dalej, to moglibyśmy tylko powiedzieć po prostu, że takich
rzeczy się nie robi. Mówiąc inaczej, nic byśmy nie odpowiedzieli.
Dowodu, uzasadnienia naszej postawy w ogóle nie bylibyśmy
w stanie dostarczyć. Zdania „Nie powinieneś swej matce
podcinać gardła, żeby zdobyć pieniądze na popijawę" nie
można uzasadnić. Ono jest oczywiste; można co najwyżej powiedzieć,
że tak jest, i że nie ma co o tym dyskutować.

zaloguj się by móc komentować

RG @handlarz 8 listopada 2021 15:09
9 listopada 2021 11:04

Nie znałem tej pracy o. Bocheńskiego, podobnie jak książki Tatarkiewicza, do której przesłał Pan link. Zajrzałem do artykułu („Wartość”), z którego prawdopodobnie zaczerpnął Pan cytowane fragmenty. Bocheński potrafił klarownie przedstawiać swe myśli.

Mnie jednak, czytając te fragmenty, przyszła do głowy inna myśl, nawiązująca do prof. Wolniewicza. Otóż nieustannie wracał on do sporu, jaki jego nauczyciel Elzenberg, toczył w pierwszych latach wojny (1940) z Miłoszem wokół pojęcia obowiązku. Wolniewicz pisze, że podstawą obowiązku wg Miłosza nie jest "żadna wiara w tak czy inaczej wyrozumowaną słuszność"; jest nią jedynie "wierność dla czegoś, co jest pozbawione logiki, niejasne, a przecież silne, wierność jakiemuś raz danemu, choć nie wymówionemu słowu". Prawdziwy obowiązek obywa się bez uzasadnień, nie pyta "dlaczego?" ani "po co?".

Wolniewicz wyciąga z tego ogólniejszy wniosek, że wg Miłosza podstawy etyki nie podlegają racjonalizacji, gdyż jest ona pozorem jedynie. Elzenberg przeciwnie – że podstawy etyczne są racjonalne. Że istnieją racjonalne "zasady", którymi temu, kto "w imię obowiązku popełnia czyny zbrodnicze", można "przemówić jakoś do rozsądku". I ma za złe Miłoszowi, że istnienie takich zasad kwestionuje.

Ale wg Wolniewicza, jest to zwykła racjonalizacja. Etykę można oprzeć jedynie na transcendencji. Tzw. etyka utylitarystyczna jest jedynie rachunkowością, karykaturą etyki.

W konkluzji Wolniewicz dochodzi do metafizycznego wniosku, że to wola poprzedza rozum.

zaloguj się by móc komentować



handlarz @handlarz 9 listopada 2021 11:53
9 listopada 2021 12:44

Alfa- J.Andrzejewski

Zniewolony umysl/Murti-bing, Metoda/

Jedno odstępstwo pociąga za sobą drugie i trzecie, az wreszcie
wszystko, co się mówi, jest juz znakomicie logiczne, okrągłe i zamknięte, ale nie ma juz nic
wspólnego z ciałem i krwią ludzi. Jest to odwrotna strona medalu dialektyki: za wygodę umysłową,
jaką ona daje, płaci się. Dokoła Alfy zyło i zyje wielu robotników i chłopów, których słowa są
nieporadne, ale ostatecznie głos wewnętrzny, który słyszą, nie jest rózny od tego nakazu, który
nieraz pisarzom zamyka usta i ząda: wszystko albo nic. Nie wiadomo, moze nikomu nieznany
chłop czy drobny urzędnik pocztowy powinni być postawieni wyzej w hierarchii zasług wobec
ludzkiego gatunku niz Alfa - moralista.

 

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 9 listopada 2021 12:44
9 listopada 2021 12:48

Osądzać Alfę surowo jest mi trudno. Sam byłem na tej drodze, która ma wszelkie cechy
nieuniknioności. Myślę, ze to, czym miały się róznić nasze losy, było zawarte w drobnej róznicy
naszych reakcji w chwili, kiedy zwiedzaliśmy ruiny zburzonej Warszawy, jak równiez wtedy,
kiedy patrzyliśmy na więźniów. Czułem, ze pisanie o tych rzeczach jest dla mnie niemozliwe:
mozliwe byłoby tylko powiedzenie całej prawdy, a nie jej części. To samo zresztą czułem
uczestnicząc w wydarzeniach, jakie zachodziły za okupacji nazistowskiej w Warszawie: kazda
forma opisu mogła być do nich zastosowana z wyjątkiem “fiction''. Przypominam sobie, ze kiedy
Alfa czytał nam w zadzumionym mieście swoje opowiadania, które eksploatowały temat “ na
gorąco”, czuliśmy się dziwnie zazenowani: ich kompozycja była za gładka. Tysiące ludzi umierało
tuz obok w torturach, dlatego transponowanie tych cierpień od razu na tragiczną teatralność
wydawało się nam nieskromne. Lepiej jest czasem jąkać się z nadmiaru wzruszeń niz mówić
okrągłymi zdaniami. Głos wewnętrzny, który nas powstrzymuje, kiedy trzeba za wiele wyrazić -
jest mądry. Nie jest nieprawdopodobne, ze Alfa nie znał tego głosu. Tylko namiętność prawdy
mogłaby go uchronić od stania się tym, czym się stał. Nie napisałby wtedy co prawda swojej
powieści o starym komuniście i zdemoralizowanej młodzieŜy; na litość pozwolił tam sobie w
ramach bezpiecznych od zarzutów cenzury i zyskał uznanie upraszczając obraz wydarzeń
stosownie do zyczeń Partii. Jedno odstępstwo pociąga za sobą drugie i trzecie, az wreszcie
wszystko, co się mówi, jest juz znakomicie logiczne, okrągłe i zamknięte, ale nie ma juŜ nic
wspólnego z ciałem i krwią ludzi. Jest to odwrotna strona medalu dialektyki: za wygodę umysłową,
jaką ona daje, płaci się. Dokoła Alfy zyło i zyje wielu robotników i chłopów, których słowa są
nieporadne, ale ostatecznie głos wewnętrzny, który słyszą, nie jest rózny od tego nakazu, który
nieraz pisarzom zamyka usta i ząda: wszystko albo nic. Nie wiadomo, moze nikomu nieznany
chłop czy drobny urzędnik pocztowy powinni być postawieni wyzej w hierarchii zasług wobec
ludzkiego gatunku niz Alfa - moralista.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @RG 9 listopada 2021 11:05
9 listopada 2021 13:00

to pierwsza część cytatu.

Druga brzmi:

... zamienimy na walutę: Honor i   Pokutę

zaloguj się by móc komentować

RG @handlarz 9 listopada 2021 12:48
9 listopada 2021 14:13

Nie wiem – czy ja przypominam Panu tego Alfę (Andrzejewskiego)? Że zbyt gładki? Że moralizatorski, więc fałszywy? Jeśli to drugie, to nie znajduję w swym wpisie moralizatorstwa. Co do pierwszego – nie mam tyle talentu, ani zręczności.

I myślę, że Miłosz maił rację, że ludzie prości (nie mylić z prostakami) często mają dużo więcej mądrości i zasług niż niejeden gładki i zręczny erudyta.

zaloguj się by móc komentować

handlarz @RG 9 listopada 2021 14:13
9 listopada 2021 15:43

...że wg Miłosza podstawy etyki nie podlegają racjonalizacji

na potwierdzenie dalem przyklad Alfy/takie  moje skojarzenie... pozbawione emocji/

 

 

zaloguj się by móc komentować

RG @handlarz 9 listopada 2021 15:43
10 listopada 2021 09:41

Ok. dzięki za wyjaśnienie. Za mało ufności we mnie, ale świat dziś drapieżny taki.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @RG
23 listopada 2021 08:03

Dlaczego Pan nie pisze. Wywyższa się Pan, uważa się za lepszego od nas? Nas za niegodnych. Powinien się Pan wstydzić...

zaloguj się by móc komentować

RG @Brzoza 23 listopada 2021 08:03
24 listopada 2021 10:39

Nie no, czasem „dudram coś sobie Panocku”, jednak nie wszystko tu wrzucam. Że mniemam coś o swej wyższości? Jak pisałem w którejś z wcześniejszych swoich notek, pycha jest objawem głupoty, więc „może głupi jestem, ale taki głupi to już nie”. No, może trochę.

Pomyślałem sobie jednak, że nie do końca tu pasuję. I choć strona ma dewizę „Kurs na prawdę”, to trzon tu piszących (którzy, jak mawiała moja babcia, „przyświarczają sobie”) ma kanon prawdy dawno już ustalony i tylko pilnują, by nie było od niego odstępstw. Rodzi to cenzurę, której towarzyszy napastliwość. Skutek taki, że zamiast faktycznej dyskusji, jest poklepywanie się po ramionach towarzystwa wzajemnej adoracji i tworzenie następnej bańki informacyjnej, jakich w internecie już wiele. Czy gdzieś indziej jest lepiej? Podobno wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Gdzie indziej są minusy w miejscach, w których tu plusy i abarot.

Puki co Właściciel mnie jeszcze nie wykasował. Jednak łaska pańska….

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować