-

RG : trochę tego, trochę tamtego

O nieoczywistych ścieżkach leczenia

Zastanawiając się nad tym, czy w ogóle dzielić się poniższymi myślami, doszedłem do wniosku, że konieczne jest z mojej strony poprzedzić je pewnym zastrzeżeniem.

Naczelną zasadą Hipokratesa było „po pierwsze nie szkodzić”. A ja ani się znam na medycynie, ani tym bardziej na leczeniu, w związku z tym nie chciałbym wprowadzać nikogo w błąd i sugerować, że znalazłem jakieś skuteczne receptury. Dlatego proszę tego tekstu nie odbierać w tych kategoriach. Jest to tylko kontynuacja wcześniejszych refleksji nad chorobą. Próba poszukiwania nadziei na uzdrowienie w sytuacjach, gdy nadzieja jest już na wyczerpaniu.

Starożytni Grecy zauważyli, że „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Większość z nas mogłaby się jednak również zgodzić z odwróconą sentencją, że zdrowy duch, to zazwyczaj również zdrowe ciało (choć nie zawsze, o czym świadczą przykłady nękanych chorobami niektórych świętych).

Jednym z warunków uzdrowienia, być może nie w każdych okolicznościach wystarczającym, może być całkowite przebudowanie swej świadomości, głębokie przewartościowanie całego swojego życia, czy wręcz drugie narodziny, o czym wspomina Pan Jezus w rozmowie z Nikodemem. 

Człowiek ze swymi ułomnościami ciała zmagał się od zawsze. Od zawsze towarzyszyły mu choroby, którym próbował na różne sposoby zaradzić. Dlatego też we wszystkich epokach i cywilizacjach rozwijała się sztuka zapobiegania im i leczenia.  W ciągu wielu wieków sztuka ta ewoluowała w pewne powszechnie uznawane kanony medyczne. Największe uznanie zyskał kanon rozwijający się z medycyny opartej na nauce europejskiej. Ponieważ jednak od czasu Darwina w metodologii nauki zaczął dominować paradygmat naturalistyczny (polegający na tym, że nie bierze się pod uwagę innych przyczyn, jak tylko naturalne i tylko sprawcze, odrzucając rozumowanie teleologiczne, jakąkolwiek celowość jako przyczynę), dlatego ciesząca się oficjalnym uznaniem medycyna naukowa, jej kanon, zwalczała dość skutecznie wszelkie innego typu podejście do leczenia jako zabobon i ciemnotę. W wielu sprawach racja była po jej stronie, ale czy we wszystkich?

Już wcześniej wskazywano na pewne ograniczenia oficjalnej medycyny, wynikające choćby z tego, że skupia się ona w praktyce głównie na leczeniu objawów, a szukanie samych przyczyn ogranicza do przyczyn sprawczych, opierając się przy tym najczęściej na deterministycznych mechanizmach, związanych z funkcjonowaniem organizmu, najczęściej pomijając wpływ stanu ducha pacjenta i jego związek z chorobą (choć i to się pomału zmienia).

Jako pewien kontrapunkt do rozwijającej się medycyny jako nauki, ale przede wszystkim praktyki lekarskiej, praktyki leczenia, dostrzegając jej rozmaite ograniczenia i bezradność w wielu sytuacjach, pod koniec XIX w. zaczął się intensywnie rozwijać ruch, określany przez Wiliama Jamesa mianem „ducholecznictwa”.

Jak opisuje to James, ruch ten w tamtym czasie osiągał zarówno duży zasięg, jak i spektakularne efekty, w postaci samouleczenia się bardzo wielu osób z chorób, wobec których medycyna oficjalna była bezradna. Ruch ten nie był jednorodny, często oparty na niejednolitych i wymieszanych ze sobą przesłankach – od specyficznie pojmowanego chrześcijaństwa, po ruchy spirytystyczne, mesmeryzm, aż po inspiracje religiami dalekiego wschodu. Ten synkretyczny ruch nazywany był również „Nową Myślą”. Pomimo dużego zróżnicowania wewnętrznego, odwoływania się do założeń i korzeni często bardzo odległych od siebie, można wydobyć pewne wspólne rysy ideowe:

  • uznanie strachu jako zbędnego już atawizmu zwierzęcego w człowieku, który współcześnie jest zbędny, a który stał się jednym z głównych  źródeł problemów człowieka przełomu wieku XIX i XX,
  • często panteistyczny światopogląd, wg którego cała rzeczywistość zanurzona jest w Najwyższej Istocie (Bogu, Duszy Najwyższej, Wszechmocy, Absolut – nazwa była drugorzędną kwestią), wszystko, co żyje, żyje w niej. Człowiek składa się tego, co świadome i tego, co podświadome. W swej podświadomości jest już teraz jednością z Bogiem, niczym się od niego nie różniąc w swej istocie, będąc jego częścią.
  • myśli są „czynami”; „stwarzają” naszą rzeczywistość, w której żyjemy;
  • podobne przyciąga podobne (zasada obecna również w magii); podobne myśli przyciągają do siebie z otoczenia podobne – jeśli są to np. myśli optymistyczne, to przyciągają do nas również optymistyczne myśli innych oraz takież postawy życiowe.

W. James pisze: „W filozofii duchołecznictwa duchowość ludzka występuje częściowo jako świadoma, głównie jednak jako podświadoma; i przez naszą duchowość podświadomą jesteśmy już teraz jednością z bóstwem, bez jakiego bądź cudu laski lub raptownego stworzenia nowego człowieka wewnętrznego, Pogląd ten bywa rozmaicie wyrażany przez różnych pisarzy i w wyrazach tych znajdujemy ślady mistycyzmu i współczesnej psychologii jaźni podświadomej.”

Jak już wspomniałem w poprzednim artykule,, James omawiając sukcesy ruchu, chcąc je podkreślić, nawiązuje do Ewangelii św. Mateusza i pisze: „Ślepi przejrzeli, kulawi chodzą, chorujący przez całe życie wyzdrowieli.” Przytaczam tę jego wypowiedź, jako wiarygodnego świadka tamtej epoki i wydarzeń jej towarzyszących.

W swych „Doświadczeniach religijnych” przytacza dość obszerne relacje różnych osób, które dzięki „ducholecznictwu” odzyskały nie tylko zdrowie, ale również zyskały nową świadomość otaczającego świata i miejsca w nim samych siebie. Dla zobrazowania przywołam obszerne fragmenty jednej z tych relacji (z listu jednej z przyjaciółek Jamesa):

„Pierwszą ukrytą przyczyną wszystkich chorób, osłabień i upadku energii jest ludzkie poczucie rozdzielności od tej Energii Bożej, którą nazywamy Bogiem. Dusza, która — jak Nazareńczyk. — może czuć i wypowiedzieć w pogodnie radosnym wyznaniu: «Ja i Ojciec to jedno» — nie potrzebuje już ani lekarza, ani leczenia. Oto cała prawda mieszcząca się w łupinie od orzecha — i zdrowiu zupełnemu nie można dać innych podstaw prócz tego niczym nie zaprzeczonego faktu jedni bożej. Choroba nie może już napadać tego, czyje stopy stanęły na tej opoce, kto w każdej godzinie i w każdej chwili odczuwa przepływ Tchnienia Bożego. Jeśli jest się w jedni ze Wszechmocą, jakżeż słabość może wejść do świadomości, jak choroba może rzucić się na tę iskrę niepokonaną?

W swym własnym życiu znajduję obfite dowody możliwości unicestwienia na zawsze praw znużenia; w młodości bowiem przeżyłam długi szereg lat przykuwających mnie do łóżka niemocy, mając sparaliżowany krzyż i dolne kończyny. Myśli moje nie były wówczas bardziej nieczyste niż dzisiaj, jeno moja wiara w konieczność choroby była ciężka i nierozświetlona; od czasu jednak mego zmartwychwstania cielesnego, przez czternaście lat nieustannie i bez przerwy pracowałam jako lekarka i mogę zupełnie szczerze powiedzieć, że nigdy nie znałam ani chwili zmęczenia lub cierpienia, chociaż nieustannie spotykam się z największym wycieńczeniem i chorobami wszelkiego rodzaju.

Bo i jakżeż może chorować świadoma część bóstwa, skoro «większy jest Ten, kto jest z nami, niż to wszystko, co walczy przeciwko nam»".”

Jako ciekawostkę, która w pewien sposób nawiązuje do powyżej zacytowanej relacji, krótko przytoczę historię choroby Sołżenicyna, autora min. „Oddziału chorych na raka”, która to powieść nawiązuje bezpośrednio do jego przeżyć. Podobnie jak bohater powieści, również i on, po wyjściu z gułagu, dowiedział się, że jest śmiertelnie chory na raka. Był to raki żołądka. Usunięto mu guza, jednak niedługo po tym okazało się, że ma przerzuty na inne organy, a lekarze nie dawali mu więcej, jak trzy miesiące życia. Jednak po trzech miesiącach od diagnozy wszystkie negatywne objawy ustąpiły, a przerzuty się całkowicie cofnęły. Nigdy też, w ciągu dalszych, długich lat jego życia, już nie wystąpiły. Sam Sołżenicyn przypisywał to Boskiej interwencji.

Oficjalna nauka lubi rozmaite zjawiska z zakresu skutecznego wpływu na psychikę i stan ducha człowieka zbywać słowem „sugestia”. Ktoś np. wyzdrowiał wbrew prognozom lekarskim –  bo został poddany (uległ) sugestii. Słowo to nabrało znaczenia pejoratywnego. Kojarzy się z manipulacją i komunikatami perswazyjnymi, z wywieraniem wpływu podstępem, kłamstwem i z reguły w złej wierze, którego celem jest osiąganie korzyści manipulatora kosztem manipulowanego. Współcześnie dość dobrze widać, jak rozmaite mechanizmy socjotechniczne wykorzystywane są przez manipulujących (np. socjalmedia) na szeroką skalę całymi społeczeństwami.

Przecież jednak sugestie i rady mogą być przekazywane również w dobrej wierze. Np. sugerowanie komuś, że ma on wpływ na kształtowanie własnego życia, że nie jest zdany jedynie na determinizmy zewnętrzne. Pod pojęcie sugestii mogą być podciągnięte rozmaite propozycje światopoglądowe lub religijne. Nawet i te, sygnowane znakiem naukowości, pieczętowane racjonalizmem poglądy na to lub owo. Przecież mało kto ma przygotowanie, zdolności, cierpliwość lub czas, by wgłębiać się w jakieś twierdzenia naukowe, sprawdzać ich zasadność. Jednak większość dzisiejszych ludzi kształconych w szkołach, przyjmuje twierdzenia nauki jako oczywiste na wiarę, pod wpływem przemożnej sugestii współczesnej cywilizacji naznaczonej scjentyzmem.

Z pojęciem sugestii jest więc trochę tak, jak z określeniami, że wszystko jest energią lub informacją. Niby mają one tłumaczyć „wszystko”, podczas gdy w gruncie rzeczy nie tłumaczą niczego.

Jest to zabieg uproszczonego podciągania pewnych zjawisk pod wspólny mianownik i na tej podstawie orzekania o nich, pomimo często dużego zróżnicowania.

Określenie jakiegoś zjawiska, że jego źródłem jest sugestia, niewiele wnosi o jego naturze, o tym, jakie wewnętrzne mechanizmy i siły uruchamia w człowieku,  pozwalające mu np. zmienić swe życie o 180 stopni lub przezwyciężyć śmiertelną chorobę, wobec której medycyna oficjalna rozkłada ręce.

Wróćmy jednak do „ducholecznictwa”.

Myśli są czynami – głoszą przedstawiciele Nowej Myśli (np. Quimby). Dlatego utrzymują, że choroby powstają w umyśle w wyniku błędnych przekonań i że np. umysł otwarty na Bożą mądrość może przezwyciężyć każdą chorobę.

Nie wiem czy do końca słusznie, mam jednak wrażenie, że większość terapii leczniczych, z którymi można się zetknąć współcześnie, a które w uproszczeniu można podciągnąć pod wspólny mianownik (wiem, nie jest to metoda doskonała, o czym już pisałem wyżej), jako medycyna niekonwencjonalna – wszystkie one w mniejszym lub większym stopniu wyrastają ze wspólnego pnia, z którego wyrastało owo ducholecznictwo, o którym pisze W. James. Zresztą i samo ducholecznictwo nie było ruchem całkiem nowym. Nawiązywało w wielu sprawach do ruchów i myśli zapoznanych w tym czasie, choćby do Beginek i Begardów ze schyłku średniowiecza. Jako ruch (ducholecznictwa) rozwijający się głównie w krajach anglosaskich, protestanckich, nawiązywał również w dużej mierze do niektórych wątków teologii luterańskiej, z jej wiarą, że wszyscy już teraz są zbawieni, byle tylko w to uwierzyli.

O znaczeniu wiary, głębokiego zaufania, świadczą również słowa Jezusa: Wtedy Jezus jej odpowiedział: «O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» Od tej chwili jej córka była zdrowa.”

Pisząc tyle o „ducholecznictwie”, chciałem zwrócić uwagę, operując konkretnymi przykładami,  na znaczenie, jakie w powrocie do zdrowia może odegrać przewartościowanie swej świadomości oraz sięgnięcie przez nas do głębszych pokładów duchowych. Ruch ten, ze względu na swoje praktyczne (w swoim czasie) osiągnięcia w zakresie przywracania zdrowia, wydał mi się dobrą ilustracją wagi spraw duchowych w kontekście zdrowia, leczenia. Wskazując na znaczenie tych spraw, może przypomnieć nam pośrednio o tym, o czym czasem zapominamy - że w naszej religii katolickiej mamy dostęp do źródła życia duchowego w najczystszej postaci w osobie Pana Jezusa, a tym samym również do uzdrowienia.

Robert Gocał



tagi:

RG
1 lutego 2023 12:01
10     1472    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Czarny @RG
1 lutego 2023 12:57

Trzeba też dodać, że choć w religii katolickiej "ducholecznictwo" jest jak najbardziej oczywiste, to jednak wiąże się ono (nierozłącznie, jak sądzę) z czymś, co można od biedy nazwać "ciałoograniczeniem". Innymi słowy dostęp do źródła życia duchowego jest dość ściśle związany z odmawianiem sobie... przyjemności cielesnej, fizycznej. Nie mam tu na myśli jedynie surowej ascezy (która jest wierzchołkiem tego procesu), ale normalnego życia, będącego nieustającą kontrolą i ograniczaniem tego, na co mielibyśmy ochotę. 

O tym obecnie się nie mówi. Modne obecnie całodniowe głodówki itp. są w dalszym ciągu obżarstwem, tylko odwróconym w drugą stronę. Mają na celu osiągnięcie większego współczynnika fizycznej zdrowotności organizmu. I tylko tyle.

Osiągnięcie większych, głębszych pokładów duchowych wymaga wyrzeczeń cielesnych. Tej prawdy brak w całej "Nowej Myśli". Brak jej również u mnie w głowie.

zaloguj się by móc komentować

atelin @RG
1 lutego 2023 13:31

"Starożytni Grecy zauważyli, że „w zdrowym ciele, zdrowy duch”." 

To Rzmianie ubrali to spostrzerzenie w ładną harcerską sentencję. Grecy rzucali zdrowymi duchami w podejrzanych ciałach ze skały do morza.

zaloguj się by móc komentować

RG @Czarny 1 lutego 2023 12:57
1 lutego 2023 14:07

Ciekawa myśl i cenna jako uzupełnienie tekstu; ma Pan rację. Praktyka postu, rozumianego jako powstrzymanie się czasowo od przyjemności (nie tylko cielesnych) jako jednej z metod oczyszczania i umocnienia duchowego, która wprowadza ład do naszego wnętrza, kiełzna pokusy -  była obecna od początku Kościoła. Czasem post, jeśli permanentny, stawał się ascezą (Ojcowie Pustyni, bł. Henryk Suzo, większość świętych).

I ma Pan rację, że „ducholecznictwu” brakowało myśli o wyrzeczeniu się, choć mimo tego braku osiągali cele, jakim było uleczenie ciała, a często i psychiki, lecz już niekoniecznie ducha. Sam W. James, choć zdaje rzetelnie relację z ich sukcesów na polu lecznictwa, to jednak nie zachwyca się bezkrytycznie całym tym ruchem. Daleki jest od tego. Zaliczał ich do kategorii światopoglądów „zdrowomyślnych”, którzy zbyt gładko ślizgają się nad, obecnymi w życiu, doświadczeniem zła i cierpienia

zaloguj się by móc komentować

RG @atelin 1 lutego 2023 13:31
1 lutego 2023 14:17

Racja, mea culpa. Przecież to Rzymianie ubierali wszystko w zgrabne sentencje.

zaloguj się by móc komentować

szarakomorka @RG
1 lutego 2023 15:44

Za moich czasów była sentencja: -  sport to zdrowie.

Często mówiliśmy też:  - przez sport do Ośrodka Zdrowia (i to nie tylko dlatego, że najpopularniejszymi papierosami były "Sporty") :-)

Ja przez sport (koszykówka) nabawiłem sie kontuzji kolana, która wykluczyła mnie z uprawiania wszystkich sportow wymagających zwrotności i bciążania tego kolana.

(to tak obok tematu).

zaloguj się by móc komentować

olekfara @RG
1 lutego 2023 18:28

Chorobę tworzą w postępie geometrycznym skutki uboczne wcześniejszego leczenia. Ciało ma być wspaniałe, jedzenie przepyszne, ma nie boleć, więc , przykro to mówic duch bierze dosłownie nogi za pas i i ucieka.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @RG
1 lutego 2023 19:37

Jak to czytam, to od razu mi się przypomina ostrzeżenie nauki Kościoła, że sporo uleczeń może pochodzić od złego ducha. I tu opus świadczy o tym, że jakieś mice piekielne były wzywane. Bo wprawdzie mówią te ruchy o Bogu, ale o jakim? Na pewno nie katolickim - czyli są to sidła herezji. 

Cóż jak widzę niektóeych moich kolegów jum są teraz i jak skończyli, to myślę że lepuej dla nuch byłoby mieć jakies poważne choriby, które uniemożliwiałyby im intensywny trening siłowy. Bo nieztety - byli i są zdrowi. Wyrośli na umięśnionych byków-gangsterów, dilerów, złodziei i haraczowników. 

zaloguj się by móc komentować

chlor @RG
1 lutego 2023 20:12

Sołżenicyna wyleczyła wiara w Wielką Ruś?

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @RG
1 lutego 2023 20:24

Begini - sekta wywodząca się z zakonu franciszkanów, jego odłamu żebraczego. Radykalna ich część, skupiająca tzw. spirytuałów, poszła drogą skrajnej ortodoksji we wcielaniu w życie ideałów Św. Franciszka z Asyżu, głównie w kultywowaniu całkowitego ubóstwa. Spirytuałowie kwestionowali przede wszystkim prawo zakonu do posiadania jakiejkolwiek własności, jako podstawy egzystencji. Spór dotyczył tego, czy wykładnia testamentu Św. Franciszka odnosi się do indywidualnego ubóstwa każdego z zakonników, czy również do zakonu jako całości (podmiotu instytucjonalnego). Spór został rozstrzygnięty przez papieża Grzegorza IX, który w 1230 roku odpowiedział, że testament Św. Franciszka w rozumieniu ubóstwa dla każdej z form działania zakonu nie jest wiążący. Spirytuałowie odmówili podporządkowania się temu orzeczeniu. W przeciwieństwie do franciszkańskich zakonników konwentualnych, stanowili oni jednak wyraźną mniejszość. Z powodu nie podporządkowania się orzeczeniu papieża, zostali uznani za heretyków. Ich głównym skupiskiem było miasto Narbonne (i okolice) we Francji. Na stosach zginęło około 100 spirytuałów, ostatni z nich w 1330 roku w mieście Béziers. Były to tereny objęte również herezją katarów i waldensów, czyli region, w którym inkwizytorzy koncentrowali swoją działalność.

zaloguj się by móc komentować

SilentiumUniversi @chlor 1 lutego 2023 20:12
2 lutego 2023 06:17

"Szpital chorych na raka" to rok 1968, na Wielką Ruś zaczął się nawracać jakieś piętnaście lat później 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować